Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/146

Ta strona została przepisana.

— Och, człowieku, jakiż z ciebie dureń! Toż złodziej właśnie tym nożem odgrzebywał ziemię, i jeżeli rozpoznasz, do kogo nóż należy, będziesz miał pewność, kto jest sprawcą kradzieży. Zaprowadź mię tam, niech zobaczę.
— O, nie! żaden człowiek nie powinien wiedzieć o mojej skrytce. Sam ci przyniosę ów nóż.
Nie miałem nic oczywiście przeciwko temu, choć śmieszny był ze swą spóźnioną ostrożnością i tajemniczością, względem nas stosowaną.
Pobiegł w jakiś zakątek, skąd skradziono mu pieniądze, my zaś weszliśmy do izby, ubawieni naiwnością nieboraka.
Po pewnym czasie przyniósł nam ów zagadkowy nóż i mówił, zdziwiony wielce:
— Masz słuszność, effendi; nóż należy do owego zbiegłego draba. Przypominam teraz, że pokazywał mi, popijając raki, starą i bardzo kunsztowną robotę perską na rękojeści tego noża. Sere men! na moją głowę! tak, to on ukradł mi pieniądze! O Allah! o proroku! o wszyscy prorocy! jestem zgubiony, zrujnowany! A to łotr nad łotrami! Obdarł mię ze skóry i znikł zbrodniarz... i już go pewnie nie zobaczę, ani też złota, które muszę przecie złożyć do kasy Paszy. Ale skąd je wziąć? Chyba sprzedam wszystko, co mam, i zostanę żebrakiem. Co tu począć, effendi? poradź mi!
— Hm! Żona twoja zauważyła, w którym kierunku złodziej umknął. Gdyby nie noc, możnaby go ścigać. Dognałbym go na swoim koniu, aczkolwiek spory już kawał złodziej zdołał ujechać...
— Zrób więc to, effendi! proszę cię!
— Radbym uczynić ci tę przysługę, ale jest przecie zupełnie ciemno i nie zobaczę śladów. Trzeba zaczekać do, rana, a przez ten czas będziemy mogli namyślić się, co czynić,
— Namyślić się? co też ty mówisz? Toż drab tymczasem ucieknie jeszcze dalej! Nie! ani jednej chwili nie stracę, ani też jemu nie pozostawię. Muszę