Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/148

Ta strona została przepisana.

mówiąc, posiadał więcej inteligencyi, niż wszyscy mieszkańcy Khoi razem z jej naczelnikiem.
Ponieważ nie spodziewaliśmy się już dzisiaj powrotu gospodarza, a nie było nic lepszego do roboty, więc urządziliśmy sobie posłania i daliśmy znak koniom, by się również pokładły. Zwierzęta nasze, doskonale wytresowane, ułożyły się natychmiast; my jednak musieliśmy na razie skwitować ze snu, bo przybył jakiś nowy gość, który, wołając w dziedzińcu na gospodarza dość długo a bez skutku, wpadł do izby z hałasem i wymyślaniem, że niema komu go obsłużyć należycie. Potok słów i złorzeczeń przybysza wysechł dopiero na widok ogniska w izbie. Nie zastawszy jednak i tu żywej duszy, zajrzał do nas, a nie mogąc nic dostrzec w ciemności, zapytał:
— Jest tu kto w tej norze?
— Jest nas dwóch — odrzekł Halef.
— No, to czemu nie wstajecie, próżniaki! Nie mam czasu ani ochoty czekać, aż będziecie łaskawi wstać i obsłużyć mię, jak należy.
Znałem dobrze Halefa i wiedziałem z góry, jak się zachowa wobec tego grubijaństwa. Posiadał on bardzo szeroko rozwinięte poczucie honoru i nie dał sobie nigdy i nikomu grać na nosie. Obecnie milczał, jak mur.
— No! jak długo mam czekać? — krzyczał obcy. — jeżeli w tej sekundzie nie wyleziecie z nory, wypędzę was stąd batogiem!
Halef milczał uparcie, a i ja nie odezwałem się ani słowem.
Obcy podszedł kilka kroków bliżej i, spełniając swą obietnicę, począł śmigać, batem w powietrzu. Ze szmeru w pobliżu mnie wywnioskowałem, że w odpowiedzi na to Halef zerwał się z posłania, Wzrostem nie sięgał mu nawet do ramion, ale był tak krępy i zwinny, że mógł niejednego drągala, chełpiącego się siłą fizyczną, do nóg sobie rzucić. W walce otwartej umiał też Halef znakomicie władać bronią, ale dla tych, którzy