Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/151

Ta strona została przepisana.

dobrze zaobserwować, bo w tej chwili stał w świetle, padającem z kominka. Oczy jego, nieco zezowate, psuły jednak harmonię rysów. Wzrostem przewyższał Halefa o całą głowę. Z barwy turbanu można było wnioskować, że zalicza się do następców proroka. Z za pasa sterczały mu noże i pistolety.
Mimo tak doskonałego uzbrojenia, człowiek ten, jak widzieliśmy, wcale nie po męsku zachował się względem Halefa, gdy ten począł go okładać swym batogiem; widocznie słabego był ducha. Teraz obrzucił Halefa groźnem od stóp do głowy spojrzeniem i rzekł:
— Widzę w twej ręce bat. Czyżbyś ty był tym śmiałkiem, który odważył się bić mię?
— No, bić biłem, ale o odważeniu się i mowy być nie może...
— Milcz, psie! Chcesz mię obrazić poraz wtóry? — krzyknął „ulubieniec Allaha", postępując parę kroków ku Halefowi.
Ale mały człowieczek podniósł groźnie batog do góry i rzekł:
— Jeżeli jeszcze raz usłyszę Z twoich ust słowo „pies", skierowane do mnie, otrzymasz tym oto rzemieniem ze skóry hipopotama taką pręgę na gębę, że przez dziesięć lat nie będziesz się mógł pokazywać pomiędzy ludźmi! Bo, proszę, coś ty za jeden, że uważasz za odpowiednie w ten sposób mię traktować? jak się nazywasz? jak brzmi imię twego ojca, twoich obu dziadków i wszystkich czterech pradziadków twoich?
— — Dowiesz się o tem natychmiast. Nazywam się Sali Ben Akwil, sławny opowiadacz wędrowny prawdziwej wiary, która nam zwiastuje zmartwychwstanie i powrót na ziemię proroka.

— Więc sam uważasz się za sławnego? — zaśmiał się Halef. — No, no! Zwiedziłem już wiele krajów od wschodu do zachodu słońca, ale z nazwiskiem Sali Ben Akwil[1], mimo, że brzmi tak pobożnie i pię-

  1. Dosłownie: Pobożny syn przenikliwości.