Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/156

Ta strona została przepisana.

— Jednak życzył ci błogosławieństwa Allaha...
— Apostoł islamu życzył błogosławieństwa chrześcijaninowi! Pomyśl nad tem, Halefie!
— Kuli' szejetin! wszyscy dyabli! A ja z uciechy, że się tak przyjaźnie względem nas zachował, nie zauważyłem tego! Cóż jednak złego może on nam wyrządzić? Nie znamy go... niczem go nie obraziliśmy...
— Ale on nas zna. A zwykle tak bywa, że więcej się ma nieprzyjaciół w pośród tych, którzy nas znają, niż wśród ludzi obojętnych. Zważ tedy, że my, pomagając Haddedinom do zwycięstwa, usposobiliśmy wrogo względem siebie wszystkich pokonanych ich nieprzyjaciół i że nieraz w ciągu naszej podróży musieliśmy się strzec tych zdecydowanych wrogów naszych. A nie jest wykluczone, że ów Sali Ben Akwil należy właśnie do owych naszych przeciwników.
— Ty zawsze masz słuszność, sidi. Jak wobec tego uczynimy? Czyby nie dobrze było udać się na spoczynek i zachować się wogóle tak, jakby ów „ulubieniec Allaha" wcale się tu nie pojawiał?
— O, nie! to byłoby najgorsze. Sam przecie fakt, żeś go haniebnie oćwiczył, wystarcza, aby zapragnął zemścić się na nas. A dodaj jeszcze obrazę wskutek naszej odmowy na jego zaproszenie do wieczerzy; wszak to również wpłynie wcale niedodatnio na jego względem nas usposobienie. Wogóle po tym fanatycznym wyznawcy islamu możemy się spodziewać najgorszych rzeczy.
— Może więc byłoby lepiej zachować się wobec niego sztywno i chłodno, aby sam zechciał jak najprędzej obrzydzić sobie nasze towarzystwo?
— I to nie, bo w takim razie i on byłby również chłodny i małomówny, a mnie zależy na tem ogromnie, by go wybadać i przejrzeć nawskróś. Musi on nabrać przekonania, że wierzymy mu zupełnie i ufamy. Należy więc skorzystać z jego zaproszenia do wieczerzy. Podczas niej ty musisz o ile możności milczeć, a ja