Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/157

Ta strona została przepisana.

będę rozmawiał z nim, z zachowaniem, rzecz prosta, całej przezorności.
Wiedziałem, że milczenie było dla Halefa, przyzwyczajonego do ciągłego mówienia, zbyt wielką ofiarą, to też życzenie moje wypowiedziałem w tak stanowczym tonie, że biedak nie zdobył się ani na jedno słowo protestu. Porozumieliśmy się akuratnie w porę, bo w tej chwili wszedł do izby Sali Ben Akwil w towarzystwie jednego chadima[1], niosącego wypełnione sakwy.
— Przyniosłem tu asza[2], emirze — rzekł, — którą możemy śmiało i bez wstrętu spożyć... bo i ja jestem przyjacielem schludności, a nauczyłem się tego po wielkich miastach, gdzie gościom nie psuje się apetytu niechlujstwem, lecz właśnie zachęca się ich do jedzenia czystością i dobrem przyrządzeniem posiłku.
Odebrał od parobka torby, a odprawiwszy go, wyłożył na stół placki, mięsiwo i owoce. Wyglądało to istotnie tak czysto i zachęcająco, że Halef, przysiadłszy się natychmiast, wydobył nóż, a i ja poszedłem za jego przykładem. Jedząc, zagadnąłem obcego:
— Powiadasz, że bywałeś w wielkich miastach? Czy nie mógłbyś mi powiedzieć, w jakich mianowicie?
— Zwiedziłem wszystkie kraje padyszacha i nawet całą Persyę, gdyż wędruję od miasta do miasta, oznajmiając wiernym, że blizki już jest czas przyjścia „obiecanego"[3].
— A skądże ty wiesz o tem?
— Mówi mi to we dnie i w nocy mój własny głos wewnętrzny. Ale ty, jako chrześcijanin, nie możesz tego zrozumieć ani pojąć. Powiem wam raczej o miastach, w których przebywałem przez czas dłuższy, oddając się studyom nad koranem. en
— W którychże to miastach przebywałeś?

— Z początku byłem w Persyi, bo kraj ten leży

  1. Służący.
  2. Wieczerza.
  3. Mahdi.