wszystkich szeryfów muszą być odsyłane co roku z wielką hadż do Mekki?
— Wiem.
— I wiesz zapewne, że nazwisko każdego szeryfa, który uzyska hamail, musi być urzędownie w tej księdze uwidocznione.
— Oczywiście, że wiem, skoro jestem szeryfem.
— A dlaczego w tej księdze niema twego nazwiska?
Teraz dopiero spostrzegł, do czego zmierzam, i odpowiedział, ukrywając zręcznie zakłopotanie:
— Zapomniałem zaopatrzyć ją podpisem wielkiego szeryfa i pieczęciami. Ukończywszy naukę u muderriego w Medynie, udałem się do Kahiry[1], do najsłynniejszego na świecie uniwersytetu przy meczecie Azhara. Było tam przeszło ośm tysięcy laleba[2], a między nimi wielu, którzy oddawali się naukom z niezwykłym zapałem. Ci zaprowadzili mię do pewnego muderriego, który głosił naukę o Mahdim. Zostałem więc jego uczniem i jemu też zawdzięczam, że mogę dziś głosić po wszystkich krajach przyjście „obiecanego".
Mówił to z taką zarozumiałością i emfazą, że nie mogłem się powstrzymać od dania pyszałkowi małej nauczki.
— Widzę teraz — rzekłem, — jak sławny jesteś i dostojny w hierarchii mahometańskiej. Czy nie mógłbyś mię objaśnić, która okolica i wogóle miejscowość wsławiła się twem urodzeniem i ma zaszczyt być ci ojczyzną?
Pytanie to nie było mu na rękę. Chwilę rozważał, zanim wycedził niepewnym głosem:
— Urodziłem się w El Damijeh, w Egipcie.
— Szczególne! A ja byłbym się założył, że należysz do Kurdów.
— Dlaczego?
— Przedewszystkiem wskazuje to twój sposób mówienia przez gardło, co zauważyć można jedynie