Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/16

Ta strona została przepisana.

ludźmi, których to nam wyszukać należało, — nie wiedzieliśmy bowiem, co to za jedni i jak nas przyjmą, gdy się z nimi spotkamy. Wnioskowałem dalej, że przychodzili często ku łapce, i gdybyśmy tu wylądowawszy zostawili łódź, to oni łatwoby ją znaleźli i odcięli nam przez to drogę powrotną. Dlatego też skierowałem łódź nieco od brzegu, w miejsce, gdzie trafiliśmy na wązką wyrwę, wyżłobioną przez wodę. Oba brzegi zarośnięte były wysoką trzciną, z poza której prawie nie było widać tej kryjówki. Tu więc ukryłem łódź tak, że nikt obcy znaleźć jej nie mógł.
Pozostawiwszy w owem miejscu swoich ludzi, poszedłem ku łapce, aby ze śladów, znajdujących się koło niej, zbadać, w jakim kierunku należało szukać tych, którzy łapkę nastawili. Podjąłem się tego sam, aby tem łatwiej zatrzeć ślady, mogące nas niewątpliwie zdradzić.
Nie było to rzeczą łatwą, gdyż brzeg był bagnisty, a nogi grzęzły głęboko. Na szczęście, powstałe przez to zagłębienia napełniały się tak szybko wodą i szlamem, że można było stąpać bez najmniejszej obawy. Dla zupełnej jednak pewności obwiązałem nogi trzciną, przez co otwory, które wydeptywałem, wyglądały prawie tak samo, jak ślady okrągłych, wielkich stóp hipopotama.
W pobliżu łapki znalazłem istotnie odciski bosych stóp ludzkich i po bliższem rozpatrzeniu wywnioskowałem, że ludzie, którzy te odciski pozostawili, byli tu niedawno. Przy obu słupkach była świeżo podkopana ziemia, co dowodziło, że łapkę dopiero dziś ustawiono, a urządzający ją nie przybyli tu na łodzi, lecz od strony lądu, przez las, jak wskazywały wyraźne ślady tam i z powrotem. Postanowiłem więc iść dalej.
W lesie owym rosły palmy deleb, których korony tworzyły gęste sklepienie. Z pni drzew zwieszały się rośliny pnące na wszystkie strony, tworząc gęstą siatkę. Aby się móc przez nią przedostać, musieliśmy pomagać sobie nożem. Murzyni wyrąbywali sobie ścieżkę