Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/173

Ta strona została przepisana.

serce! Mam wszelako nadzieję, że dobroć ta nie znajdzie w twem sercu miejsca, gdy przyjdzie chwila ukarania tego mordercy.
— Nie nazywaj go mordercą, bo nim jeszcze nie został.
— Tak, wiedziałem, co mi odpowiesz, i znowu poznaję w tobie chrześcijanina. Kto godzi na życie twoje, ten jest w twem pojęciu człowiekiem nieskazitelnym i, aby zasłużyć u ciebie na miano mordercy, musiałby conajmniej dziesięć razy cię zastrzelić, a i wówczas jeszcze przebaczyłbyś mu, bo twój ingil[1] nakazuje ci okazywać miłość nieprzyjaciołom. Patrz, łotr otworzył już oczy, i miałbym wielką chęć wypłacić mu za jego dobre chęci sto piastrów... nie w srebrze jednak, ani w złocie, lecz wykrojonych ze skóry hipopotama. Znając cię jednak dobrze, muszę się z góry wyrzec tej przyjemności. Bo skoro, twojem zdaniem, nie wytoczył jeszcze krwi z ciebie, nic się zatem złego nie stało. Allah! Jacyż z was, chrześcijan, dziwni i niepojęci ludzie!
Halef nie mówił tego z wiarą w sprawiedliwość czynionych mi wyrzutów. Narzekając na chrześcijanizm, był jednak z przekonań sam chrześcijaninem, a owe westchnienia co do ukarania Kurda stanowiły wstęp do prośby o darowanie mu winy.
Gdy Sali oprzytomniał i przyszedł do świadomości, że zamiary jego spełzły na niczem i że został ujęty na gorącym uczynku, westchnął ciężko, a krew mu do głowy uderzyła, naprężając żyły na czole. Nie wyrzekł jednak ani słowa; zaciął się i leżał nieruchomo, rzucając ku nam złośliwe, pełne nienawiści spojrzenia. Po pewnej chwili spytałem go:
— Czy i teraz obstajesz przy tem, że urodziłeś się w Damijeh?

— Roztropność nakazywała mi nie mówić prawdy — wycedził przez zęby po chwili. — Ale nie przypuszczaj,

  1. Nowy Testament.