Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/186

Ta strona została przepisana.

I począł wyciągniętemi rękami macać wśród przegrody. Nagle krzyknął:
— Allah! nastąpiłem na kogoś... Sidi, chodź tu, a prędko! Ktoś leży na ziemi bezwładnie... skrępowany... zdaje mi się, kobieta... zakneblowane ma usta... Widocznie uczynili to złodzieje, bo zwykły śmiertelnik nie byłby względem seidy[1] tak niegrzeczny... Wszak obyczaj tutejszy nie pozwala na takie barbarzyństwo...
Mały urwisz nawet w tak przykrej chwili nie stracił swego humoru.
Nie w głowie mi były żarty Halefa na temat uprzejmości względem niewiast, bo zaniepokoiłem się poważnie, co się tu stać mogło. Zapaliłem więc świeczkę łojową, którą znalazłem na stole, i przy jej świetle spostrzegłem na ziemi gospodynię, skrępowaną powrozami, że ruszyć się nie mogła, a ponadto miała zakneblowane fartuchem usta. Gdyśmy ją rozwiązali i usunęli knebel, odetchnęła głęboko kilka razy i ozwała się:
— Ja nic nie winna, emirze... Nie czyń mi nic złego...

— Wierzę ci, żeś niewinna — odrzekłem, — i nie zamierzam zrobić ci cokolwiek złego. Usiądź przy stole i opowiadaj, co się stało podczas naszej nieobecności.
Wynieśliśmy ją i ułożyliśmy na ławce, bo sama nie mogła utrzymać się na nogach, i dopiero po upływie dobrej chwili poczęła opowiadać:

— Gdy ludzie biegli do ognia, chciałam i ja przyłączyć się do nich, alem się rozmyśliła, że domu nie można zostawiać bez opieki. Na dworze bałam się pozostać, więc weszłam do izby, Ale ledwiem usiadła, wtargnęło tu kilkunastu drabów, uzbrojonych, jak zbójcy.Po walili mię na ziemię, a związawszy, pytali o was, czy istotnie nazywacie się Kara Ben Nemzi i Hadżi Halef Omar. Musiałam powiedzieć prawdę, bo dowódca bandy trzymał mi nóż przy piersiach, grożąc przebi-

  1. Dama.