Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/187

Ta strona została przepisana.

ciem wrazie, gdybym się wahała z odpowiedzią. Mam nadzieję, że nie ukarzesz mię za to, emirze. Szło tu o moje życie...
— Bądź spokojną, nie ukarzę cię. A czy nie wydali ci się znajomymi te łotry?
— Nie widziałam ich nigdy przedtem. Ale herszt, odchodząc, kazał mi wam powiedzieć, kim jest.
— Mów! To rzecz ogromnie ważna! Choć najpewniej nie powiedział ci prawdy, aby nas w ten sposób w błąd wprowadzić na wypadek pościgu. Mów, jak się nazwał?...
— O nie, efiendi! nie kłamał on... Widziałam szeroką bliznę na jego prawym policzku, a ty wiesz, że bliznę tę posiada Szir Samurek, jako pamiątkę walki z tobą.
— Ach, Szir Samurek? szejk Kurdów ze szczepu Kelurów?
— Tak jest, effendi. Wszyscy Kelurowie są rozbójnikami. Postanowili też oni uprowadzić wasze konie. Twój rumak, gdy się wzięli do niego, tak ich kąsał i kopał, że rady sobie z nim dać nie mogli, i dopiero z wielkim wysiłkiem udało im się wyprowadzić go na dwór. Drugi koń nie stawiał żadnego oporu. Szejk bardzo się cieszył, że dostał w swe ręce twego wspaniałego wierzchowca, i kazał mi nawet powiedzieć wam, w jaki sposób ułożył sobie plan tej kradzieży. Mówił, że ty jesteś głupcem, jak każdy wogóle chrześcijanin, i że dałeś się podejść bardzo łatwo.
— Doskonale! Zobaczymy niebawem, kto jest głupcem i kto dał się podejść. Co prawda, jego banda będzie w pierwszej chwili dumną z posiadania tak szlachetnego zwierzęcia, ale duma ta niedługo potrwa. W jaki sposób się dowiedział, że mieszkam w twoim domu?
— Zdziwisz się, emirze, gdy ci powiem. Bo czy wiesz, kto był ów przybysz, który ukradł nasze pieniądze, odwdzięczając się tak podle za naszą gościnność?
— Nie wiem.