Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/197

Ta strona została przepisana.

bo właśnie wówczas wszczął się pożar. Ale jak daleko ujechali, trudno to określić dokładnie. Można przypuszczać, że złodzieje śpieszyli się, ale Rih, rozumując doskonale, że go ukradziono, broni się zapewne wszelkiemi siłami i utrudnia w ten sposób ucieczkę. Jeżeli go będą bili, tem gorzej dla nich, bo wówczas zwierzę nie ruszy się z miejsca. Sądzę, że gdy się dobrze rozwidni, poznam po śladach, jak daleko nas wyprzedzili.
Ślady były tak wyraźne, że, mimo panującego jeszcze zmroku, można je było rozpoznać. Jechaliśmy ku północy i widzieliśmy ze śladów, że Kelurowie zachowali w ucieczce wszelkie możliwe środki ostrożności, omijając skrupulatnie utarte drogi i ścieżki. Nie uszło to uwagi Halefa, i musiałem mu tłómaczyć: <
— Złodzieje dobrze: wiedzą, z kim mają do czynienia. Szejk trochę zawiele wygadał gospodyni. Jest on pewien, że będziemy go ścigali dla odzyskania za wszelką cenę mego drogocennego rumaka. Gdyby miał poza sobą ludzi tutejszych, drwiłby sobie z ich pościgu, ale przed nami czuje obawę, i stąd ta jego wielka ostrożność. No, ale mam nadzieję, że pomimo znacznej liczby drabów, których ma przy sobie, nie ujdzie nam bezkarnie.
— Jak ty ślicznie rozumujesz, kochany effendi! — rzekł Halef. — Nie darmo uczyłeś się w Bilad Amirika[1] czytać ze śladów. Widzę teraz całą użyteczność tej sztuki i wdzięczny ci jestem, żeś mnie jej nauczył. Pomimo, że jest nas tylko dwu, jestem pewny powodzenia naszej sprawy i odzyskania koni, tem dziej, że ów szejk Kelurów nie jest bynajmniej mędrcem, czego dał dziś dostateczne dowody.
— Jakież to dowody?
— A no, że nie zabrał nam karabinów i siodeł. Toż twój reszma to majątek. Draby widocznie poślepli, skoro przeoczyli tak świetną zdobycz.

— Trzeba wziąć na uwagę to, z jakim pośpiechem

  1. Ameryka.