jaciół; ale dzielność a zuchwałość to dwie odrębne rzeczy. Prawdziwa dzielność i odwaga posługuje się przedewszystkiem przezornością i rozwagą!
— Słusznie, sidi! bardzo słusznie! Wiem z góry, co zamyślasz.. Znowu chytrość... Zachwycasz mię, i nigdy nie zapomnę, jak to w ciemną noc, że oko wykol, otarłeś się niemal o grzywę lwa, lub zakradłeś się do środka obozu między tysiące wrogo dla ciebie usposobionych Beduinów. W takich okolicznościach zawsze wiernie stałem u twego boku, a serce mi się rwało, duma zaś rozsadzała niejako piersi, gdyśmy wracali zawsze jako zwycięzcy, tryumfalnie witani przez naszych. Pamiętam, fak spotykano nas z muzyką: i kamandszat[1] i wielka tarabukka[2] i małe nakkara[3] i potężne anfar[4], wszystko to brzmiało na naszą cześć. Inni wojownicy zazdrościli nam sławy, a kobiety i dziewczęta tańczyły naokoło nas. Przypominam sobie, jak Hanneh, żona moja, najlepsza i najpiękniejsza z kobiet na ziemi, najwonniejsza z kwiatów łąk, pól i ogrodów, zarzuciła mi ramiona na szyję i, płacząc łzami radości, nazywała mię swym najukochańszym wśród ludzi, jedynem pragnieniem jej serca, władcą jej duszy i słońcem jej szczęścia!
Poczciwy Halef kochał swą żonę ogromnie. Teraz, wspomniawszy o niej, milczał czas jakiś, wywołując w swej pamięci przeżyte z nią chwile. Chętnie zazwyczaj opowiadając o tem, co przeszedł, mówił w sposób iście wschodni, z niesłychaną przesadą, a podnosząc moje zasługi, myślał oczywiście o sobie i starał się zawsze przypisać sobie część zdobytej przeze mnie sławy. Oczywiście nie przeszkadzałem mu w tem, gdyż istotnie przebył ze mną tyle niebezpieczeństw, że nawet obyci z niemi Beduini podziwiali jego niezwykłą odwagę, która mieszkała w tak nikłem stosunkowo ciele.
Po chwili milczenia ciągnął dalej:
— Tyle już razy widziałem cię walczącego i po-