dziwiałem zawsze. Ale najbardziej imponowałeś mi wówczas, gdy, Odrzuciwszy broń, posługiwałeś się podstępem i chytrością. Czemże jest wojowniczość i siła Kurdów, gdy wobec nich chwycimy pistolety rozumu, karabiny podstępu i noże chytrości! Gdy jesteśmy tak uzbrojeni, niechby się z nami zmierzyli najsławniejsi wojownicy państwa ottomańskiego, a nie wątpię, że nosy wydłużyłyby się im aż do Mekki i Teheranu!
— No, tak znowu źle nie byłoby, Halefie!
— Źle nie, ale właśnie... wspaniale! Przypomnij sobie tylko, ile to razy zdołaliśmy osięgnąć chytrością to, czego nie zdobylibyśmy, mając nawet sto armat! Nieraz czułem już nad sobą zimny powiew śmierci, który mi do szpiku kości przenikał, i zdawało się, że żadnego już zgoła ratunku dla nas niema. Aż nagle jedna myśl twoja wyrywała nas z morza zwątpienia, rzucając na brzeg nadziei. Ileż to razy wrogowie nasi mieli nas w swem ręku i byli pewni, że niema sposobu, abyśmy się im z mocnych kleszczów wymknęli. Aż oto, ku niesłychanemu swemu zdziwieniu, przekonywali się wkońcu, że owa moc ich kleszczów to złudzenie tylko, bo, jak czarnoksiężnicy z fantastycznej baśni, nie znaliśmy żadnych zapór, żadnych oków i więzów! W sidłach nieraz już będąc, że tylko zacisnąć je nieco, z przed nosa wrogów wyfruwaliśmy najniespodziewaniej z nagha el masgara[1], a prześladowcy nasi zgrzytali zębami z wściekłości.
Kwieciste wynurzenia złotoustego Halefa przyjmowałem z całą powagą i widziałem, że to podnieca go jeszcze bardziej w krasomówczym zapale. Gdy jednak wspomniał o „drwiącym szczebiocie", nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Halef zaś popatrzył na mnie z ukosa i zapytał gniewnie:,
— Z czego tu się śmiać, effendi? Czyż możliwość skręcenia ci karku uważasz za rzecz, nadającą się do żartów?
- ↑ Drwiący szczebiot.