Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/209

Ta strona została przepisana.

Halef, — a my stoimy tu, mlaskając językami, jak pies, gdy mu ucieknie żywa pieczeń z przed nosa! Ale poczekajcie! dogonimy was i rzucimy się na wasze ścierwo, jak rozjuszone Lwy... nogi wam z pośladków powyrywamy i porozrzucamy po polu! Jestem człek litościwy, a tak dobry, że nawet koniokradów uważam za ludzi; ale to jeszcze nie racya, żeby mnie samego ważyli się okraść! Właśnie ta moja łagodność i dobroć powinna powstrzymywać łotrów od targania się na moje mienie! Ale gałgany nie znają się na tem... Patrz, sidi! najspokojniej, jak ze swoją własnością, jadą sobie, uprowadzając nam ukochane zwierzęta. Ciekawym, jaki łajdak siedzi na grzbiecie mego ulubieńca! Ty przynajmniej możesz być spokojny, że na twego Riha nikt z żyjących nie posadzi swego ogona w postaci ostatnich kręgów pacierzowych, boby te kręgi rozleciały mu się po drodze, jak korale po rozcięciu sznurka... Lecz co tu wiele gadać! Gdy dostanę w swe ręce draba, który siedział na grzbiecie mego ulubieńca, rozetnę go wzdłuż z góry do dołu, tak, że już nigdy na żadnego konia nie wsiądzie, bo się na nim nie utrzyma... Przysięgam na proroka, że zrobię to bez skrupułu! z całą pewnością zrobię!...
Rozjątrzenie Halefa i zabawna jego gadanina budziły we mnie śmiech, od którego musiałem się z trudem powstrzymywać, czego nawet się nie domyślał, sądząc, że podzielam jego poglądy i groźby W zupełności. Zresztą lubiłem go właśnie dla jego humoru i oryginalnych zapatrywań na różne sprawy. Są bowiem i na Wschodzie pewne indywidua, które na otoczenie wywierają głębsze wrażenie, niż setki innych przeciętnych ludzi.
Postanowiłem zbadać skrupulatnie obozowisko Kelurów, ale możliwe to było dopiero wówczas, gdy się oddalą o tyle, że nas spostrzec nie będą mogli; a że ciągnęli oni w kierunku południowo-wschodnim, więc liczyłem, że, jadąc w ich ślady, musimy kiedyś znaleźć się nad tą samą rzeką, która z gór płynie ku wsi