Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Szir Samurek przysiągł, że nic i nikt ich już od śmierci nie uratuje. Sali Ben Akwil wobec tego zwątpił ostatecznie, aby się mógł z rąk jego wydostać, i tylko tli w nim iskierka nadziei, że może go ocalić przybycie moje, gdyż jest pewny, że przyjdę tu w celu odebrania swych koni i przy tej sposobności uratuję tak ojca, jak i syna.
— Nie ciesz się zbytnio — mówił do szejka. — Jeszcze nie jestem nieboszczykiem; Kara Ben Nemzi przybędzie tu niezawodnie i uwolni nas z twych rąk szatańskich!.
— Jakto? uwolni śmiertelnych swoich wrogów? — drwił szejk. — Ależ on raczej poprosi mię, abym wam dodał jeszcze męczarni.
— Tego nie uczyni, bo jest chrześcijaninem.
— Każdy chrześcijanin to pies, a każdy pies lubuje się w zapachu krwi. Te psy, co człowieka z Nazireh[1] nazywają swoim Bogiem, nie pełnią jego przykazania, aby kochać swoich wrogów, i choć głoszą je na wszystkie strony, jednak, gdzie się tylko zdarzy, okradają się wzajemnie i oszukują, a obcych podbijają i uciskają. Skądżeby mieli lepiej być usposobieni dla wrogów? Nie łudź się więc, aby ów Kara Ben Nemzi zechciał ująć się za wami.
— Wszystko, coś powiedział, skłamałeś! To prawdziwy chrześcijanin i wielu swoim wrogom wyświadczał dobrodziejstwa.
— Więc wezwij go, niech przybędzie tutaj, a zobaczymy, czy istotnie spełni przykazanie swego fałszywego proroka z Nazireh.
— Tak! będę go wołał, ale nie wprost, lecz przez Allaha, który wskaże mu drogę w te strony.

— Ja ci użyczę lepszej rady. Kara Ben Nemzi, jako chrześcijanin, nie może się niczego spodziewać od naszego Allaha. Jeżeli tedy chcesz być wysłuchany, musisz się modlić do jego ukrzyżowanego Boga!

  1. Nazaret.