Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/228

Ta strona została przepisana.

dzi się męża-wieprza, tarzającego się w błocie... i boi się go, aby nie chwycił jakiego narzędzia i nie zabił jej lub którego z dzieci... bo przecie po pijanemu nie wie on, co robi, nie ma rozumu, ani pamięci. Czeladź tymczasem śmieje się ze swego gospodarza, swego pana, zamiast go czcić i być mu posłuszną... a zwierzchność, która go przedtem, gdy się jeszcze nie upijał, szanowała, teraz nie ufa mu, uważa go za nic, bo wie, że duch raki nie da mu wypełnić należycie obowiązków i może nawet popchnie go do zbrodni! Tak więc...
— Effendi, przestań! Mówisz tak, jakbyś mię znał od bardzo dawna i wiedział o każdym moim kroku, o wszystkich mych stosunkach. Zeszłego tygodnia doszła mię pogłoska, że nie będę już haradżim, bo urzędnik niepewny jest pieniędzy, które ściągam jako podatek. Dlatego to ogarnęła mię taka rozpacz z powodu dokonanej kradzieży...
— Widzisz więc, co narobiła raki... Jestem chrześcijaninem i mam obowiązek nawet innej wiary człowieka, jeżeli błądzi, naprowadzić na dobrą drogę, a dlatego nie waham się i tobie podać pomocnej ręki. Chcesz się poprawić, masz ochotę wyrzec się wódki? dobrze, nie zginiesz jeszcze. Ponadto przyrzekam ci, że uczynię wszystko, co będzie w mej mocy, aby wydostać z rąk opryszków skradzione ci pieniądze.
Gospodarz zerwał się, wyciągnął ku mnie obie ręce i rzekł:
— Dziękuję ci, emirze! dziękuję, żeś mi otworzył oczy i wskazał drogę do poprawy. Wyrzekam się od tej chwili raki i przysięgam...
— Tylko bez przysiąg!... — przerwałem mu. — Jestem zwykłym śmiertelnikiem, takim samym jak i ty, nie mogę więc żądać od ciebie przysięgi. Wystarczy mi twoja obietnica.
— Dobrze, przyrzekam ci na moją duszę, na nietykalną brodę proroka i jego następców, że od dziś nie będę pił raki. Allah to słyszy i przekona się, że dotrzymam słowa. Daję ci na to rękę.