Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/235

Ta strona została przepisana.

trzymać się będziemy ściśle jego tropów aż do końca. Dlatego to najprawdopodobniej skierował całą swą uwagę w tę stronę, nie troszcząc się zresztą o nic.
Domyślając się tego, postanowiliśmy zbliżyć się doń ze strony przeciwnej, a więc z góry. Opuściliśmy zatem łożysko i po godzinnem prawie wspinaniu się po stromych skałach w górę, dostaliśmy się wreszcie na szczyt, z którego widać było po przeciwnej stronie na równej wysokości słynną chrześcijańską muzallah.
Widok stąd przedstawiał się wspaniały. Przed nami u podnóża skał wielką przestrzeń zajmowało istne morze leśnej zieleni o ciemniejszych lub jaśniejszych plamach, zależnie od rodzaju drzew — iglastych lub liściastych. Na prawo i lewo piętrzyły się fantastyczne skaliste zbocza. Podobnie czarownego widoku nie zdarzyło mi się oglądać ani w Sudetach, ani w Karkonoszach, ani nawet w Alpach i Pirenejach. Oczywiście nie mam tu na myśli wysokości i wogóle ogromu kształtów górskich, bo góry około muzaliah wcale do wielkich nie należały, — ale zachwytem mię przejął niesłychanie malowniczy i charakterystyczny ich obraz. Kontury i postacie postrzępionych, dzikich, fantastycznych skał przywiodły mi na pamięć charakter tutejszych równie dzikich i nieokiełznanych plemion. Zresztą wiadomą jest rzeczą, że czy to na Północy, czy na Południu, w górach, czy na równinie, człowiek jest nieodrodnem dzieckiem otaczającej go przyrody, z którą się zżył i do której charakter jego dostosował się ściśle. Jest to pewnik niezaprzeczalny.
Niemniej malowniczy i równie przedziwny przedstawiały widok przeciwległe skały, gdzie zbudowana była „kaplica umarłych". Zakątek ten, oddzielony od świata, był jakby stworzony na schronisko dla chrześcijańskich bojowników wiary. Kaplica ich wznosiła się na wyżynie skalnej, jak ołtarz, a cała dolina stanowiła jakby nawę olbrzymiego tumu, którego sklepieniem były niebiosa. Bór odwieczny szumiał tu pieśnią przedziwną, jakby jakieś tajemnicze organy.