Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/242

Ta strona została przepisana.

wierny sługa i mściciel już siedzi w ukryciu i czeka albo twego powrotu, albo... wielkiego czynu zemsty!
Śmiać mi się chciało — tak zabawnie poważną miał minę przy tych słowach. Alem się powstrzymał nawet od uśmiechu, ażeby wiernego towarzysza nie urazić. Wręczyłem mu karabiny, uścisnąłem dłoń i, raz jeszcze przestrzegłszy, by się dobrze ukrył, poszedłem w kierunku obozu nieprzyjacielskiego.
Wedle moich obliczeń, mogłem się tam dostać w zwykłych warunkach po kwadransie drogi, — ale ze względu na konieczność zachowania wielkiej ostrożności czas ten mógł się przedłużyć bardzo znacznie. Na moje szczęście, zbocze góry nie było tu zbyt obfite w kamienie, które, osuwając się przy lada potrąceniu nogą, mogłyby czynić łoskot, a drzewa ułatwiały każdej chwili ukrycie się za ich grubymi pniami i nasłuchiwanie.
Na wywiady w pobliżu nieprzyjaciela idzie się zazwyczaj etapami od drzewa do drzewa. Wywiadowca, ukrywszy się za pniem, nasłuchuje czas jakiś i rozgląda się na wsze strony, a gdy się przekona, że niema niebezpieczeństwa, posuwa się ostrożnie a szybko do następnego drzewa, by znowu ze słuchu i wzroku zrobić użytek, — i tak postępuje w dalszym ciągu aż do skutku. Wymaga to wiele czasu, ale za to w poważnej mierze zapewnia bezpieczeństwo.
Po półgodzinnem posuwaniu się w ten sposób naprzód zbliżyłem się o tyle do celu swej wycieczki, że mogłem już słyszeć głosy ludzkie, które najprawdopodobniej pochodziły z obozu. Nie omyliło mię więc moje obliczenie, pomimo, że miejscowość nie była mi znana i pierwszy raz zdarzyło mi się w te strony zabłądzić, nie mając pojęcia o właściwościach terenu i odległościach. A wiadomo, że w górzystych stronach, odległości nieraz łudzą oko, i gdy przedmiot jakiś zdaje się blizkim na kilometr, w istocie odległy jest od patrzącego kilkakroć dalej.
Z dobiegających mego ucha głosów sądząc, nieprzyjaciel znajdował się w niewielkiej odemnie odle-