Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/244

Ta strona została przepisana.

się z nim niebawem, możesz go zapytać, czy byłby w stanie coś dowcipniejszego obmyślić. Patrz! w tym koszyku są plastry świeżego miodu. Za pół godziny najdalej zaczną cię nim smarować, żebyś... no, żebyś miał słodką śmierć... Jestem więc względny dla nauczyciela i kaznodziei, zwiastującego przyjście Mahdiego, nie prawdaż? A jeżeli nie lubisz słodyczy i wolisz gorzkie życie, niż słodką śmierć, to módl się do Allaha, do proroka i do Mahdiego... niech cię z mych rąk uwolnią...
— Modliłem się i mam tę pewność, że szczera a z głęboką wiarą modlitwa wysłuchana być musi — odrzekł Sali. — Jest ona, według słów koranu, jak ten ogień, który nawet najtwardszą rudę przetapia na metal!
— Głupi jesteś! — drwił szejk. — Żaden Bóg, żaden prorok nie może być w sprzeczności z własnemi przykazaniami. Wszak Allah sam nakazał zemstę: „Oko za oko, życie za życie!" I prorok nie byłby dziś prorokiem, gdyby był mieczem nie utorował drogi swej nauce! Widzisz więc, że postępuję według przykazań Allaha i proroka, i stoją oni po mojej stronie, a po twojej jest tylko szejtan.
— Znam pewną naukę, która mówi odwrotnie i która zabrania zemsty.
— Masz na my. pewne naukę chrześcijańską... Ale wraz z nią jesteś głupi! Trzeba mieć przewrócone w głowie, aby coś podobnego postanawiać i głosić. Życie wskazuje najlepiej, że nauka ta nie ma sensu i wyznawcy jej nie mogą się dziś stosować do niedorzecznych jej przykazań. Chrześcijanie wolą kłamstwo, niż prawdę, karę, niż przebaczenie, wojnę, aniżeli pokój... I twój Kara Ben Nemzi nie lepszy jest wcale od innych swych współwyznawców.
— A jednak ja wierzę mu, bo mówi zawsze to, co myśli.
— Allah w' Allah! Muzułmanin wierzy chrześcijaninowi! Naprawdę oszalałeś i masz nadzieję, że ten parszywy szakal uwolni cię z pazurów niedźwiedzia!