Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/256

Ta strona została przepisana.

tabunet el bunn[1], i chętnie biorę na siebie rolę mordercy synów i córek niedźwiedzicy.
— Doskonale! Nie. zapomnij jednak, iż niewolno nam strzelać!
— O, wystarczy zupełnie, gdy użyję noża, i jestem pewny, że potomstwo nieśmiertelnej niedźwiedzicy będzie pozbawione życia bez żadnego hałasu. Później na pamiątkę dnia dzisiejszego pozwolę sobie zrobić z futra zini ed delul[2] lub miękki zidżdżi es siwan[3] pod małe miluchne nóżki dla mojej Hanneh, na które kładzie tak maleńkie pantofelki, że można je dojrzeć zaledwie przez szkła powiększające. Ale patrz, ściemniło się i widać blask knota z sitowia, oświecający wnętrze muzallah. Czy nie czas już nam wybawić biednych skazańców ze śmiertelnej trwogi?
— Jeżeli ci idzie o ich trwogę, to nic ona im nie zaszkodzi. Główna rzecz, że nieszczęśni ci są ludźmi, więc nie możemy dopuścić, aby zostali zamordowani, tembardziej zaś, aby zginęli taką straszną śmiercią, jaką im obmyślono. Lecz nie są oni przecie lepsi od Kelurów, swych wrogów; okradli nas i godzili na nasze życie. I kiedy ja, mimo to, decyduję się iść im na ratunek, to niech bodaj tyle przecierpią, że się nałykają strachu; zasłużyli przecie chociaż na taką karę.
— To prawda, sidi; strach wcale im nie zaszkodzi. Ale gdy zaczniemy się zbyt długo ociągać, to mogą przyjść niedźwiedzie i pożreć ich bez naszego udziału...
— Jakto? naszego udziału w pożarciu?
— Nie żartuj, sidi! Przecie nie będzie to ratunek, gdy obu Bebbejów wyprujemy z wnętrzności potworów. Musimy ich uwolnić, zanim jeszcze odbędą wędrówkę przez paszczę bestyi, i dlatego radzę, byśmy zaraz tam poszli. Zresztą wiesz chyba lepiej, co czynić.

— Zdaje mi się, że dość jeszcze mamy czasu, bo

  1. Młynek do kawy.
  2. Ozdoba wielbłąda.
  3. Dywan namiotowy.