Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/26

Ta strona została przepisana.

miałem ani słowa, wnioskując tylko, że ostrzegali swych towarzyszów przed zwierzem. Krzyk ten obudził małpy i różne ptactwo, gdy wtem na dobitek rozległ się strzał. W obozie zapanowała wrzawa nie do opisania. Moi żołnierze na posterunkach odezwali się również i poczęli strzelać... Stało się to wszystko w bardzo krótkim czasie.
Podczas ucieczki czterech murzynów wcisnąłem się głęboko W zarośla, aby się na mnie nie natknęli. Mogłem jednak obserwować rozjuszone zwierzę, które, przekonawszy się, że młode nie żyje, puściło się za uciekającymi murzynami, a ja za niem. Hipopotamica wydawała z siebie głos, nie dający się opisać, i biegła naprzód.
Obie lufy mojej strzelby były naładowane, i mogłem strzelać. Ale... wiedziałem z góry, że to się na nic nie przyda; należało bowiem celować tylko w takie miejsce, żeby potwora ubić odrazu, — byłem zaś poza nim, z tyłu, i na dobitek na ścieżce panowała ciemność, że ledwie na krok można było coś widzieć. Z jednej i drugiej strony gąszcz nie do przebycia, na przodzie strzały i zamieszanie, a tuż-tuż koło mnie rozjuszony potwór. Niechby się tylko obrócił wstecz, a chwyciłby mię w swą paszczę!... Co robić? jak ratować kilkudziesięciu zagrożonych ludzi? Nie wiedziałem ani wówczas, ani obecnie jeszcze sobie przypomnieć nie mogę, w jaki sposób znalazłem się przed olbrzymem, depcąc po ciałach, powalonych przez potwora. Dotarłem nareszcie do wyrębu, na miejsce poświatą księżycową oświetlone. Naokoło mnie biegali jak obłąkani czarni, krzycząc i jęcząc bez opamiętania. O jakie dziesięć kroków ode mnie hipopotam obalił jakiegoś murzyna i zmiażdżył go na placek. Poskoczyłem parę kroków naprzód i, stanąwszy nagle, podniosłem broń do ramienia. W pierwszym momencie starałem się upewnić, czy nie drżą mi ręce. Kto inny, nie przyzwyczajony do tego rodzaju niebezpieczeństw, byłby może niezdolny do użycia broni. Ale ja? Toż przygody