Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/264

Ta strona została przepisana.

strony chrześcijanina, ten nie powinien jej żądać od Allaha. Jeżeli Kara Ben Nemzi przyjdzie nam z pomocą, to sprowadzi równocześnie Iza Ben Marryam. Do niego się więc zwracam!...
Nie mogłem odgadnąć, czy Akwil mówił to z przekonania, czy też tylko drwił. Syn jego wziął jednak te słowa poważnie i odrzekł:
— Niedźwiedzi jeszcze niema; przybędą dopiero, jak sądzę, późną nocą, i do tego czasu może nam Mahomet zesłać ratunek... a chrześcijanin pozostaje nam na chwilę ostateczną.
Rozumowanie takie w niesłychanie ciężkiem położeniu skazańców zbudziło we mnie politowanie nad ich naiwnością. Halef odczuł to samo i szepnął mi do ucha:
— Gdyby tu nie szło o życie lub śmierć istot ludzkich, sidi, śmiałbym się do rozpuku z ich rozumu. Wszak nie mam wątpliwości, kto potężniejszy: Chrystus, czy Mahomet. Możeby tak postarać się nam, by ci Bebbejowie przekonali się o tem na własnej skórze?
— Stanie się to bez naszych starań — odrzekłem również szeptem. — Zaczekajmy tylko trochę, i bądź cicho, bo chcę słyszeć ich rozmowę.
Nic nowego jednak dalsze ich słowa nam nie przyniosły i nie miały żadnego dla sprawy znaczena. Wzdychali, czynili sobie nawzajem wyrzuty, modlili się do Allaha, Mahometa i wszystkich jego następców, co mię wreszcie tak znużyło, że już-już miałem chęć wleźć przez otwór i przerwać to wyrzekanie, uwalniając Bebbejów z niewygodnej bardzo pozycyi, gdy nagle usłyszałem trwożny okrzyk Akwila:
— Allah, zlituj się! Niedźwiedź we drzwiach!
— Istotnie! — odparł Sali, — to młody niedźwiedź. O Allah, o proroku, o Mekko i święta Kaabo! ratujcie nas od srogiej śmierci!...
We drzwiach kaplicy ukazał się młody, ale wcale pokaźny niedźwiadek, sięgający wzrostem co najmniej