spowiń swe serce w promienie miłości i prawdy, a żaden Mahdi nie będzie ci potrzebny.
— I nad tem pomyślę, effendi. Poznałeś mię wczoraj, jako gorliwego wyznawcę islamu, a dzisiaj nietylko że słucham twoich słów z rozkoszą, ale przyrzekam, że, bez względu na swą wiarę, pomogę ci chętnie w urządzeniu znaku krzyża na postrach Kelurom. Czy cię to na razie zadowalnia?
— Byłżebyś naprawdę gotów pomóc mi?
— Pomogę, i jeżeli się to prorokowi nie spodoba, to mam nadzieję, że gniew jego nie będzie trwał na wieki.
— Ja na twojem miejscu liczyłbym się z gniewem Mahometa o tyle, o ile on troszczył się o was, gdyście się znaleźli wobec otwartej paszczy i pazurów potwora.
Wtem ozwał się Akwil, który, leżąc na ziemi, aż do tego czasu nie mieszał się do rozmowy:
— Bluźnierstwa twe obrażają moje uszy! W innych warunkach naplułbym ci w twarz z pogardą. Bezcześcisz proroka, effendi, i czeka cię za to wielka kara!
— Taka sama, jak i was, gdyby wogóle było to możliwe, aby on miał jakąkolwiek moc karania.
— Nas? a za co?
— Czyż, jako wierni muzułmanie, nie popełnilście bluźnierstwa, wzywając w ostatecznem nieszczęściu Boga chrześcijańskiego na pomoc? Przecie obaj modliliście się do Iza Ben Maryam... A gdym twierdził, że Mahomet wogóle nic dla was dotychczas nie uczynił, uznaliście, że nie ma on mocy ku temu. Nie jest-że to bluźnierstwo z waszej strony?
— Zamilcz, effendi! Człowiek w nieszczęściu nie wie sam, co mówi. Ocalenie nasze jest istotnie cudem, który się stał właśnie w chwili, gdy szukaliśmy ucieczki w Bogu chrześcijan. Że zaś Mahomet nie pomógł nam, stąd wniosek, że twój Iza Ben Maryam bez zaprzeczenia jest potężniejszy od niego. A skoro mój syn, znający koran i naukę islamu, jak nikt inny, nie waha się współdziałać w ustawieniu krzyża, to tembardziej
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/278
Ta strona została przepisana.