Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/28

Ta strona została przepisana.

— Ach, leży bestya! Na Allaha! czy napewno nie żyje? — zapytał Agadi, ujrzawszy cielsko hipopotama.
— Możesz być o to spokojny. Strzelałem ja...
— Allah akbar! — zabrzmiał koło zabitego zwierzęcia donośny głos. — Czworonożny dyabeł nie żyje! Effendi, to zapewne twoje dzieło? Widziałem, jak biegłeś za niem z tyłu, i byłbym chętnie udał się za tobą, lecz wierzaj mi, nie mogłem. z
Był to ów askari, z którym czuwałem razem na posterunku od strony maijeh.
— Allah akbar! — zaczął znawu Agadi, — wygraliśmy. — Ty, effendi, uratowałeś murzynów od niechybnej śmierci. Ta bestya byłaby rozniosła wszystkie tokule i pozabijała ludzi, którzy teraz nie powinni uważać nas za wrogów. Muszą w końcu uwierzyć, że nie jesteś Ibn Aslem. Chodź ze mną do środka, a ja powtórzę im to i oznajmię, żeś ich wybawił.
— Idź sam i powiedz dowódcy, aby rozniecono ognie nanowo, bo trzeba się zabrać do oprawienia zwierza, i każdy z nich otrzyma część. Ja tymczasem odszukam naszych asakerów.
Agadi wbiegł do tokulu, a ja obszedłem posterunki. Asakerzy spisali się bardzo dzielnie, bo żaden z nich nie uciekł, ani się nie przeląkł; zresztą, mimo krzyku i zamieszania, nie wiedzieli, o co idzie. Kiedy Borowie, nastraszeni przez potwora, chcieli umknąć w gąszcz, żołnierze powitali ich strzałami i zmusili do cofnięcia się do tokulów. Prawdopodobnie żaden z uciekających nie przypuszczał, aby zwierz dotarł aż tutaj, gdyż w przeciwnym razie wszyscy byliby, mimo strzelania do nich, schronili się w gęstwinę.
Sprowadziłem swoich żołnierzy przed tokule, nie pytając, czy się to komu spodoba, czy nie, — byłem bowiem panem sytuacyi i spodziewałem się, że pozostanę nim nadal. Dlatego też rozkazałem asakerom rozniecić dwa wielkie ogniska tuż koło zabitego zwierza, ażeby przy świetle można się było zabrać do niego. W międzyczasie przypatrywałem się murzynom, którzy