Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/280

Ta strona została przepisana.

którym zresztą, mówiąc nawiasem, niebardzo ufałem. Wyprawa była o wiele uciążliwsza od poprzedniej, a ciemności nie pozwalały nic dostrzec na krok odległości, nie mogłem więc posługiwać się wzrokiem, zastępując go zmysłem słuchu i czucia. Zstępowałem po pochyłości na czworakach tyłem, jak po drabinie, chcąc się dostać najpierw ku owemu zrębowi skalnemu nad obozem Kelurów, aby się przedewszystkiem rozejrzeć i zobaczyć, gdzie jest Szir Samurek i co robi.
Z trudem ogromnym dostałem się nareszcie ku owemu zrębowi i wytężyłem wzrok i słuch. W obozie nie było ogni i ciemność nie dozwałała nic dojrzeć; pod skałą, gdzie wśród drzew było legowisko szejka, tembardziej nic widać nie było. Gdzie mógł być w tej chwili szejk? Przysiągłbym, że właśnie spoczywał sobie tu na miękkiem podścielisku z mchu i suchych liści; zresztą w całym obozie nie było dla tak dostojnej osoby wygodniejszego nad to miejsca. W danym razie interesowało mię najbardziej, czy ulokował się tu sam, czy też śpi w towarzystwie któregoś z przybocznych swych wojowników. Na drugim końcu obozu słychać było wśród Kelurów przyciszone głosy. Nie spali jeszcze, rozprawiając widocznie o dzisiejszych zdarzeniach. Starałem się uchwycić uchem jakikolwiek dźwięk od podnóża skały, gdzie według mego mniemania powinien był znajdować się szejk, — ale napróżno: panowała tam zupełna cisza. Nie namyślając się długo, zlazłem w dół, co mogło pociągnąć za sobą smutne dla mnie skutki, gdybym się natknął w ciemności na którego z Kelurów. W ciemności nie mogłem oczywiście dojrzeć niczego i musiałem się zdać jedynie na inne zmysły: słuchu, dotyku i... węchu. Co do tego ostatniego — mogłoby się wydać dziwnem, co tu powiedziałem, a jednak istotnie węch nie był w danym razie bez znaczenia ze względu na to, że Kelurowie, którzy nie mają zwyczaju nosić bielizny, a ubranie zmieniają najwyżej dwa razy do roku, z początkiem lata, a potem na zimę, cuchną, jak gnojówka. Powie-