działem — zmieniają dwa razy rocznie, ale nie jest to zasadą ogólną, gdyż wielu z nich nosi ubranie latami całemi, bez względu na porę roku, a mydło dla Kurda jest takim zbytkiem, jak naprzykład dla naszego budnika kolejowego ostryga, — można zatem wyobrazić sobie smród, jaki bije z daleka od takiego gatunku ludzi...
Dostawszy się szczęśliwie na upatrzone miejsce, usłyszałem głęboki, miarowy oddech śpiącego człowieka. Nie mógł to być w mojem mniemaniu nikt inny, jak tylko Szir Samurek w swojej własnej, dostojnej osobie. Wnioskowałem to stąd, że dygnitarz ów, jako zamożniejszy, posiadał lepsze od innych i świeższe ubranie, nie cuchnął przeto, jak jego podwładni. Posunąłem się na brzuchu aż do legowiska, macając przed sobą, i przekonałem się, że był sam... Sprzyjał mi więc kismet, mimo, że tak niedawno naigrawałem się z niego.
Nie było oczywiście zbyt dużo czasu do namysłu... Jako wytrawny „mistrz" w obezwładnianiu przeciwników, wykonałem w mig swoją sztukę. Silny chwyt za krtań, dwa uderzenia w skronie... i sprawa była skończona. Wziąłem omdlałego zbója na barki, powstałem — i marsz z powrotem! Nie troszczyłem się już o to, aby mię nie usłyszano, bo trudno mi było teraz zachować taką, jak uprzednio, ostrożność, dźwigając pod górę wśród ciemności tęgiego drągala. Wywiązałem się jednak z zadania szczęśliwie, aczkolwiek pot kroplami spływał mi po twarzy.
— Czy toty, sidi? — zapytał Halef, gdy nareszcie dotarłem do naszej kryjówki.
— Ja!
— I udało się?
— Znakomicie! Dźwigam na sobie Szir Samureka.
— Naprawdę? Effendi, to znowu mistrzowska sztuka, której nawet ja nie potrafiłbym dokonać.
— Och, tak! Przydźwigać pod górę i pociemku takiego drągala to nielada fatyga. Spociłem się cały.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/281
Ta strona została przepisana.