Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/286

Ta strona została przepisana.

cami w tonacyi, ale zawsze ta sama — to uczucie, że się jest blizko Boga, który stanowi najwyższą potęgę wszechświata, a zawsze jaśnieje najpiękniejszą ku nam miłością i w nieprzebranej dobroci swojej prowadzi człowieka po wszystkich drogach ziemskich! Jakże znikomym wobec Niego prochem jest człowiek, któremu On jednak daje swą łaskę i w chwilach niebezpieczeństw okazuje mu swą ojcowską opiekę!
A jednak człowiek, robak ów marny, śmie nieraz wątpić w istnienie tego Ojca ludzkości, rozsądza jego zarządzenia, usiłuje obalić Jego świątynie i ołtarze, a siebie wynieść ponad wszystko, — analizuje materyę, rozkładając ją na molekuły i atomy, i usiłuje stworzyć dla siebie nowe światy, by przekonać się w końcu, że jest marnym konstruktorem i że usiłowania jego rozwiewają się w nicość.
A iluż to jest na ziemi podobnie nieszczęśliwych zarozumialców i głupców, pragnących zdystansować Stwórcę swojego... Liczą się oni na miliony!
Inaczej od nich czuje się człowiek wiary, żyjący miłością Boga! Niech szaleją wokoło niego burze, niech biją pioruny, niech góry się walą — on patrzy przed siebie spokojnie i z niezachwianą odwagą, wiedząc, że bez woli Bożej i włos z głowy mu nie spadnie! Pod obcem niebem, wśród dzikiej puszczy, wobec groźnych nieprzyjaciół, budzą się w nim myśli, sięgające ponad gwiazdy, a wszędzie widzi on tę odwieczną jasność, od której spływa mu w duszę otucha i pewność, że ustanowione przed wiekami prawa są dobre i niezachwiane. Rozpatrując się wśród wszechświata, człowiek wierzący przekonywa się, że dusza ludzka nie składa się z atomów, które, zdaniem przeczących odwiecznej prawdzie mędrców, rozpływają się w nicości, skoro tylko przebrzmią dzwony pogrzebowe. Nie! ona dąży ku swemu Stwórcy, by znaleźć w Nim wieczną szczęśliwość!
Takie myśli snuły się w ciszy nocnej po mojej głowie. Z doliny szedł chłodny powiew i od czasu do