Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/29

Ta strona została przepisana.

również rozniecili ogniska i poczęli znosić swoich zabitych i rannych. Było czterech stratowanych na śmierć, a ośmiu ciężko pokaleczonych. Tych ostatnich ułożono w jednym z tokulów, a nieboszczyków pogrzebano. Po ukończeniu tej czynności przybliżył się do mnie naczelnik. Był to mężczyzna w średnim wieku. Twarz jego, czarna, jak węgiel, rysami swymi dowodziła, że nie reprezentował właściwego typu murzyńskiego. Głowę miał ostrzyżoną starannie, jak to czynią zazwyczaj szczepy Dinków, a tylko na samym czubku pozostawiony był bujny pukiel. Również tatuowanie było tego samego rodzaju, co u Agadiego. Ubranie naczelnika składało się z długiej po samą niemal ziemię koszuli koloru niebieskiego, przepasanej na biodrach rzemieniem, za którym tkwił stary pistolet i nóż. W ręku miał długą arabską flintę z krzesiwem.
— Więc nie jesteś Ibn Aslem? — rzekł w swojem narzeczu, kłaniając się przedemną bardzo nizko, a Agadi przetłómaczył to zdanie na język arabski.
Tu nadmieniam, że Agadi pośredniczył jako tłómacz w ciągu całej naszej rozmowy.
— Znasz osobiście Ibn Asla? — skierowałem pytanie do naczelnika.
— Spotkałem go raz koło Mokren el Bohur.
— Możesz więc teraz przekonać się, że nie jestem tym łotrem.
— Przedtem, gdy się tu pojawiłeś, nie mogłem z powodu ciemności rozeznać twojej twarzy, i trzeba było zachować ostrożność, bo właśnie Ibn Asl przedsięwziął obławę na ludzi. Teraz już wierzę ci zupełnie. Agadiego kazałem był związać właśnie dlatego, że był na usługach Ibn Asla.
— Był, ale nie jest. Ja otworzyłem mu oczy na niebezpieczeństwo, jakie mu groziło ze strony tego łotra, i wyrzekł się wszelkiej z nim styczności. Możesz mu zaufać zarówno, jak i mnie.
— Tak, teraz ci wierzę i proszę, wskaż, w jaki sposób mam ci okazać wdzięczność, a chętnie to uczynię.