Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/312

Ta strona została przepisana.

wane ostrzeżenia, tak, że nikt, prócz Ben Akwila, nie zrozumiał ich celu. Doprowadziłem do tego, że Szir Samurek sam w końcu zwrócił się do mnie z zapytaniem:
— W takim razie i nasza wyprawa na granicę Persyi byłaby zbrodnią... Jak myślisz, emirze?
Rozmyślnie nie odpowiedziałem wprost na to zapytanie, udając, że nie miałem tego na myśli, i tylko niby mimochodem zaznaczyłem, że tego rodzaju napady są istotnie zbrodnicze i potępienia godne. Wywiązała się nad tem żywa dyskusya między nim a jego wojownikami, przywykłymi do zbójeckiego rzemiosła i uważającymi rabunek za czyn honorowy i rycerski. Pokusa byłą wielka, bo szło przecie o znaczne zdobycze, a przytem zawrócenie z przedsięwziętej wyprawy do domu w połowie drogi tak sobie, bez ważnej przyczyny, uważaliby oni za coś hańbiącego, równającego się tchórzostwu. Zadanie więc moje było trudne, dało się jednak przeprowadzić właśnie dlatego, że postępowałem umiejętnie, niemal chytrze i powoli, z pozorną obojętnością. I oto wkońcu Kelurowie zgodzili się wreszcie na zaniechanie rabunkowej wyprawy, a natomiast postanowili urządzić wielkie polowanie.
Jeden tylko Sali poznał się na moich tajemnych zamiarach i przy sposobności wziął mię pod ramię, a odprowadziwszy na bok, rzekł:
— Jesteś bardzo niebezpieczny, effendi, bo umiesz kierować ludźmi, jako sam chcesz, nawet wbrew ich woli. Szczęście, że nie ku złemu, lecz ku dobremu zmierzają wszystkie twoje czyny; w przeciwnym razie byłbyś najszkodliwszym człowiekiem pod słońcem.
Późna noc była, gdyśmy się udali na spoczynek.
Nazajutrz Kelurowie zwinęli obóz już o świcie i wybrali się w drogę. Postanowiłem towarzyszyć im tylko do końca doliny, a potem jechać wprost do Khoi. Szir Samurek ostatni wsiadł na konia, przedtem jednak wręczył mi pieniądze oberżysty, mówiąc:
— Podziwiam cię, effendi, że aż do tej chwili nie