Byłem atoli głuchy i nieczuły na te napomknienia i rady, aczkolwiek wrzało we mnie z powodu ustawicznych kaprysów i oznak niewdzięczności z jego strony.
Upór zaś mój tem bardziej zaostrzył w nim jeszcze złe ku mnie usposobienie, że w Faszodzie obiegać zaczęła pogłoska o ponownem ukazaniu się band, trudniących się łowieniem ludzi, — i nie dziw, bo tak długa nieobecność naszego okrętu na wodach Nilu mogła dodać otuchy łowcom niewolników. Wprawdzie nie przedsiębrali oni w ostatnich czasach żadnej większej w tym celu wyprawy, ale wiadome było, że łowcy mieli jeszcze dość rekwiku, ukrytego w zakamarkach i czekającego odpowiedniej chwili do transportu, skoro tylko przycichnie czujność władz. Rekwik taki doprowadzają handlarze do Nilu i tu, w miejscach najdogodniejszych do przejścia rzeki w bród, przeprowadzają go na prawy brzeg, skąd dalsza jego transportacya jest już zupełnie bezpieczna. Jeden z takich upatrzonych przez handlarzy punktów dogodnych do przeprawy znajdował się właśnie poniżej Faszody, między miejscowością Kaka i Kuek, i dlatego reis effendina postanowił przez pewien czas manewrować w tych stronach po Nilu w nadziei, że uda mu się pochwycić taki rekwik.
Co do mnie — nie wierzyłem pogłosce o przechowywanym tutaj jakoby rekwiku, ale też nie zdradzałem się ze swoimi na tę sprawę poglądami, a zresztą nie pytano mię wcale o zdanie. Ani rozległe, bezdrzewne, z marnemi wpośród stepów chatami Kaka, ani też nędzna wioska Szyluków Kuek nie mogły stanowić dla handlarzy należytej i bezpiecznej kryjówki. A że między obydwoma miejscowościami nie było wcale na rzece dogodnego miejsca do przeprawy w bród, handlarze już przez sam wybór tych okolic na swoje operacye wystawiliby sobie jak najgorsze świadectwo ubóstwa umysłowego. Zresztą z Kaka prowadzi dość uczęszczany szlak karawanowy do ziemi Bagara i koło wyspy Kedara do kraju Tagalów, a z drogi tej
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/317
Ta strona została przepisana.