Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/318

Ta strona została przepisana.

korzystali zawsze handlarze niewolników. Liczył więc reis effendina, że tu najpewniej uda mu się przyłapać jaki transport „rekwiku". Ja zaś byłem tego przekonania, że ów bród, o którym opowiadano, znajduje się znacznie niżej obu miejscowości, a przekonanie to opierałem na podstawach wielu danych, przedewszystkiem zaś na tem, że obejście znacznej przestrzeni powyżej wspomnianych wsi zabierałoby handlarzom zbyt wiele czasu i narażało ich na dotkliwe straty w szeregach niewolniczych.
Reis effendina tedy znalazł się znowu na pewnym, jego zdaniem, i właściwym terenie polowania na łowców i wierzył święcie, że uda mu się na własną rękę dokonać Bóg wie jakich czynów. W obawie, abym mu w tem „nie przeszkadzał”, wpadł na myśl pozbycia się mię za wszelką cenę. Obłudnie tedy i z udaną uprzejmością oznajmił mi, że z racyi wielkiego do mnie zaufania powierza mi bardzo odpowiedzialną misyę. Mianowicie, mając pewność, że handlarze niewolników wykorzystają dla przeprawy rekwiku wyspę Matemę, uważa za konieczne, abym popłynął tam naprzód dla zbadania dobrze terenu i został w tamtych stronach tak długo, aż on tam przybędzie na swoim „Sokole“. W końcu dodał, że wierzy w mój spryt i moje niezwykłe zdolności i spodziewa się jak najlepszych wyników mojej wyprawy.
Poznałem się odrazu na obłudzie efiendiny, ale przyjąłem zlecenie jego bez słowa protestu, co go nawet nieco zdziwiło. A podjąłem się tego przedsięwzięcia z tej przyczyny, że właśnie, mojem zdaniem, między wspomnianą wyspą a Kuek należało szukać owego brodu, z którego korzystali handlarze.
Reis effendina, w przystępie dobrego humoru z powodu mojej gotowości do wyprawy w strony, gdzie, jak sądził, nie mogło być ani jednego łowcy niewolników, pozwolił mi wybrać sobie z pomiędzy asakerów czterech do wiosłowania. Ponieważ w miszrah w Kaka jakiś w górę płynący okręt pozostawił wyborną