Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/319

Ta strona została przepisana.

łódź na cztery wiosła, poprosiłem reisa, aby mi pozwolił zabrać ją do swego użytku, na co chętnie się zgodził. Uwiązaliśmy następnie łódź do okrętu, a dopłynąwszy do Kuek, tam dopiero wybrałem sobie czterech ludzi, o których wiedziałem, że byli mi całą duszą oddani. Zaopatrzywszy się też w niezbędne środki żywności, amunicyę i inne drobiazgi, wezwałem Ben Nila, aby mi towarzyszył, co go niewymownie ucieszyło.
Łódź była tak obszerna, że się w niej wszyscy pomieścili znakomicie, a zaopatrzona była prócz wioseł w żagiel.
W dobrym humorze puściłem się w drogę, aczkolwiek wycieczka ta miała być dla mnie pewnego rodzaju wygnaniem.
Skoro tylko kadłub „Sokoła" zniknął nam z oczu, Ben Nil ozwał się do mnie:
— Wiem, effendi, że reis effendina umyślnie cię wysłał w tamte strony, aby się ciebie pozbyć. Twoja sława jest mu solą w oku, i chciałby bodaj przy końcu swej wyprawy odznaczyć się czemkolwiek na własną rękę. Ale mnie się zdaje, ze stanie się zupełnie inaczej.
— Z czego to wnioskujesz?
— Z twego dobrego humoru. O, ja cię znam. Posłuchałeś go tak skwapliwie, a ponadto miałeś tak dziwną minę, że przysiągłbym, iż obmyślasz teraz jakiś kapitalny kawał, który i mnie i tobie wynagrodzi doznane nieprzyjemności.
Czterej wioślarze nasi byli również zadowoleni, żem ich wybrał do swojej wyprawy, — wydostali się bowiem na pewien czas z pod zbyt surowego rygoru i niezwykłej karności na pokładzie „Sokoła", a nadto cieszyli się nadzieją zdobyczy, jakie mogliśmy uzyskać w czasie wyprawy.
Ja sterowałem, Ben Nil zajął miejsce na przodzie łodzi, a asakerzy leżeli narazie bezczynnie, bo wiatr dął w żagiel i wiosłowanie było zbyteczne.
Z Kuek płynęliśmy przez całe popołudnie, a że nigdzie nie zauważyliśmy brodu, więc nie można było