tego znajdujemy u Słowackiego w ustępie z „Ojca zadżumionych":
„O bądźże ty mi pochwalony, Allah,
Szumem pożarów, co miasta zapala,
Trzęsieniem ziemi, co grody wywraca,
Zarazą, która dzieci me wytraca
I bierze syny z łona rodzicielki!....
O Allah akbar! Allah, jesteś wielki!"
Po skończonych modłach obaj Arabowie włożyli turbany na głowy i zabrali się znowu do roboty, rozmawiając przytem tak głośno, że słyszeliśmy każde ich słowo. Prawdopodobnie byli pewni, że niema tu naokół żywej duszy. I przyznać muszę, że niektóre szczegóły ich rozmowy były dla mnie bardzo interesujące, a zaciekawiły mię najbardziej wówczas, gdy posłyszałem nazwisko Ibn Asla. Ów, który je wymówił, ciągnął, wzdychając:
— Och! gdyby on wrócił jak najprędzej! Był surowy, to prawda, i najlżejsze przewinienie karał nieraz śmiercią; ale też pod jego władzą byliśmy bądź co bądź ludźmi wolnymi, którzy nie bali się nikogo, prócz dyabła i reisa efiendiny. A tak co? Jesteśmy oto biednymi parobkami, pracującymi dla kogo innego za marną zapłatę, ot, aby z głodu nie zdechnąć. Allah niech potępi nową naukę, która głosi, że łowienie i handel ludźmi jest zbrodnią, i która sprawia, że teraz tak srodze ścigają i karzą łowców niewolników.
— Tę naukę wymyślili chrześcijanie, ażeby tembardziej schwycić paszę w swe szpony — odrzekł drugi, — i dlatego nie mam wcale chęci uznawać tych nowych praw i stosować się do nich.
— Masz słuszność. Co nas obchodzą chrześcijanie i co to za pasza, który słucha niewiernych? Jesteśmy synami islamu, a ten potrzebuje niewolników. Zresztą czyż nowy murabit[1] z Aba nie głosi, że Allah roz-
- ↑ Święty.