— I ci nam wystarczą!
— Allah! Znowu widzę na twojej twarzy wyraz jakby szyderstwa. Czyżbym w ciągu ustawicznych niebezpieczeństw zgłupiał do tego stopnia, że przestaję cię rozumieć?
— Cóż znowu!.. odwrotnie, stałeś się więcej przezornym, bynajmniej nie straciwszy na zdolnościach umysłowych. Powiadasz, że będziemy mieli do pokonania trzydziestu ludzi, i to istotnie byłoby trochę zawiele na nasze siły. Ale zważ, że przecie nie będą oni razem; połowa ich zostanie z jednej strony rzeki, a połowa z drugiej. A zdaje mi się, że z piętnastoma damy sobie radę i w ten sposób zwyciężymy trzydziestkę... na raty, jak to się samo przez się rozumie. Reisa effendinę zaś mógłbym prosić o pomoc tylko w razie ostatecznym, na wypadek największego niebezpieczeństwa. Tej jednak ostateczności nie przypuszczam i pragnę, abyśmy sami własnemi siłami zdobyli sobie nagrodę.
— Masz słuszność, effendi! Możemy obezwładnić ludzi z Takoby, zanim się pojawią tamci, z Chor Omm Karu. A wtedy bez trudu rozprawimy się z tamtymi.
— Sądzę, że obejdzie się bez bitwy, a zresztą zależy mi głównie na tem, aby odebrać im pieniądze, które będą mieli przy sobie.
— Pieniądze? Co chciałeś przez to powiedzieć?
— Słyszałeś przecie, że przybędą tu nad bród odebrać niewolników, przyczem mają zapłacić za nich gotówką lub towarami. Owóż oddziałowi z tej strony odbierzemy niewolników, a oddziałowi tamtemu pieniądze. Obie więc partye spotka dostateczna kara, i przy tej sposobności powiększy się wasz żołd, a reis eifendina będzie miał jeszcze jeden dowód więcej, że nie uczynił dobrze dla siebie, pozbywając się mej osoby tak lekkomyślnie i po szelmowsku.
— Effendi! — zawołał Ben Nil uradowany. — Nie umiałbym sobie wyobrazić bardziej rozumnego planu, i jeżeli się on tylko uda (a że się uda, jestem
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/330
Ta strona została przepisana.