Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/332

Ta strona została przepisana.

mnóstwem różnobarwnego kwiecia, że od jaskrowości aż się w oczach mieniło. Wegetacya ta pojawia się z całą siłą: tylko w pewnych porach roku, a niknie zarówno prędko, jak powstała, i wówczas step przedstawia szarą jednostajną płaszczyznę, podobną do pustyni, albo, jak się wyraził któryś z poetów, do próżnej dłoni dziadowskiej. Mimo znacznych trudności, udało mi się przecie odnaleźć ślady ludzkie, a nawet spostrzegłem resztki odchodów wielbłądzich, które świadczyły, że była tu niezawodnie droga karawanowa, uczęszczana wcale nie rzadko. W pustyni zbierają takie resztki bardzo skrzętnie, jako materyał na ogniska; tu jednak, wobec blizkości lasu, było to zbyteczne.
Dopiąwszy w ten sposób celu wycieczki, zawróciłem ze swymi ludźmi ku miejscu, gdzie pozostawiona była nasza łódka. Wieczór już zapadał, bladem światłem księżyca rozjaśniony, gdyśmy przybyli na brzeg rzeki. Zaraz też wyszukawszy odpowiednią na nocleg kryjówkę w pewnej odległości od wody, aby, o ile można, nie być w nocy narażonymi na chmary komarów, które najwięcej dokuczają nad wodą, pokładliśmy się spać. Nie bylibyśmy zresztą od nich całkowicie wolni, bo ognia postanowiłem nie rozpalać ze względu na blizkość obcych ludzi, — ale na szczęście, odłączając się od reisa effendiny, nie zapomniałem zabrać między innemi zabezpieczającej od komarów siatki.
Na drugi dzień rano popłynęliśmy na przeciwny brzeg Nilu w celu rozejrzenia się wśród miejscowości. I tu bujna roślinność pokrywała znaczną przestrzeń w głąb stepu, i znaleźliśmy również liczne oznaki, zdradzające, że znajdujemy się na wytkniętym ku rzece szlaku karawan. A ślady były tu jeszcze wyraźniejsze, bo widocznie handlarze, czując się po tej stronie zupełnie bezpiecznymi, nie zadawali sobie nawet trudu zacierania ich za sobą.
Wróciwszy stamtąd, podpłynęliśmy znaczny kawał w górę rzeki, gdzie u brzegu wyszukaliśmy sobie miejsce na nową kryjówkę na noc. W pobliżu brodu