jesteś od pierwszego-lepszego pastucha kóz, bo on jest człowiekiem uczciwej pracy, podczas gdy ty należysz do kategoryi łotrów ostatniego gatunku.
— Nie waż się, psie jeden, nazywać mię łotrem!
— Nazwisko moje jest Ben Nil i na niem ani jedna kropelka krwi ludzkiej nie ciąży, ani też cień ludzkiej krzywdy. Strzeż się więc wymyślać mi od psów, bo tu obok mnie znajduje się pewien człowiek, który cię za to ukarze bardzo surowo!
Ben Nil, mówiąc to, miał na myśli mnie. Tamek więc na te słowa rzucił na mnie przelotne spojrzenie i rzekł po chwili:
— Człowiek ten może być sobie, kim chce, ale wara mu ode mnie, i niech go Allah strzeże od wyrządzenia mi choćby najmniejszej krzywdy! Zadumny jestem na to, abym mu mówił o mej potędze; wspomnę tylko, że wielu znajomych i przyjaciół moich ujmie się za mną, śmiercią karząc każde wasze słowo, któreby obrażało moją godność!
— Nie zważaj na to — ozwałem się do Ben Nila. — Drab skrzeczy, jak żaba, bo gęba jego do niczego innego nie jest zdolna. Wypróżnij mu kieszenie i basta!
Gdy Ben Nil zabrał się do tej roboty, handlarz począł mówić do mnie:
— Człowieku! ostrzegałem cię, a mimo to lecisz sam w przepaść. Rób więc, co chcesz! nie przeszkadzam.
— No, no! czyżbyś mógł mi wogóle przeszkodzić w czemkolwiek? Siedź lepiej cicho, bo jeżeli nie ograniczysz się w szafowaniu obelg i gróżb pod moim adresem, to będę zmuszony zamknąć ci gębę... batogiem.
— Batogiem? no, proszę! — roześmiał się szyderczo. — Powiedz mi więc, coś ty zacz, że posiadasz taką moc?
— Zobacz tylko asakerów, a przekonasz się, w czyje wpadłeś ręce.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/345
Ta strona została przepisana.