Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/35

Ta strona została przepisana.

nie i zadajesz memu sercu niewymowną boleść. Toż wobec mnie nie ostoi się żaden olbrzym na kuli ziemskiej. Postaw przede mną pięćdziesiąt hipopotamów i sto słoni, a zobaczysz, że uporam się z nimi w pięciu minutach. No, a ty przecież chcesz polować tylko na ptactwo.
Jednak, mimo tak gorących i przekonywających słów Selima, nie byłbym się skłonił do prośby jego, gdyby nie Ben Nil, który widocznie miał chęć wziąć starego blagiera poprostu dla rozrywki i wstawił się za nim:
— Nie odmawiaj mu, effendi. Słyszałeś przecie, że możemy być zupełnie bezpieczni i nic nas niepożądanego nie zaskoczy.
— Ależ on nam popłoszy wszystkie ptaki. Znasz go przecie i wiesz, co on potrafi. Zresztą zobaczymy; może się już poprawił bodaj trochę.
Odczepiliśmy od okrętu najmniejszą, a więc i najlżejszą łódź, która mogła pomieścić ledwie trzy osoby, i popłynęliśmy na drugą stronę maijeh. Selim i Ben Nil wiosłowali, ja zaś byłem przy sterze. Niebawem przebyliśmy jezioro i, wylądowawszy, podążyliśmy w las. Narazie nie udało się nam nic upolować, ptaki bowiem były bardzo płochliwe.
— Widocznie jesteśmy zablizko obozu, skoro ptactwo tak wylęknione — zauważył Ben Nil. — Możebyśmy się wrócili do maijeh i popłynęli jeszcze nieco dalej.
Uwaga była trafna, zastosowałem się więc do niej. Powiosłowaliśmy wzdłuż brzegu dość spory kawał, aż do miejsca, gdzie zatoka wrzynała się w ląd długiem ramieniem, i skierowaliśmy łódkę ku brzegowi, a Selim rzekł:
— Tu będzie znakomite miejsce do wylądowania.
I nie czekając na moje pozwolenie, wyciągnął wiosło. Do brzegu, u którego nagromadziłą się kępa wodorośli w formie półwyspu, było jeszcze kilka metrów. Ponieważ Selim ściągnął wiosło, łódka przy-