Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— Zaszkodziłeś sam sobie; byłbyś dostał tylko dziesięć, lecz skoro zacząłeś go lżyć...
— Milcz! — przerwał rozwścieczony, — obejdę się bez twoich uwag! Wiem, co czynię, i umyślnie zachowałem się tak, aby go nastraszyć.
— Allah! Toż sądzę, że słyszeliśmy dosyć o nim i wiemy, że nie boi się żadnej groźby. Łagodny szelma, jak kobieta, ale gdy mu kto dokuczy... Chciałbym wiedzieć, dlaczego nas tu przeniósł na osobność.
— Bo, mimo swej dumy i pewności siebie, obawia się nas. Nie chce widocznie, abyśmy byli świadkami tego, co robią, i abyśmy nie słyszeli ich rozmów. Przysiągłbym, że jest w obawie, abyśmy nie uwolnili się z jego mocy i nie uciekli mu z przed nosa; bo gdyby istotnie to nastąpiło, łatwo pojąć, jak niebezpieczną byłaby dla niego okoliczność, żeśmy słyszeli, co planuje, i przeznali jego zamiary na przyszłość. Dlatego to kazał nas usunąć na stronę.
— A może uczynił to, aby nas podsłuchać...
— Głupie rozumowanie! Siedział przecie w pośrodku Homrów, gdy nas stamtąd zabierano, i sam widziałeś... Ale słuchaj! Ben Nil mówi do kogoś, nazywając go „effendi"... rozmawia więc z nim zapewne.
— Tak jest... Słyszę... znów powtórzył wyraz „effendi"... Najniezawodniej rozmawia z nim właśnie, możemy więc porozumieć się Z sobą swobodnie. A śpieszmy się, bo może nam tu nasłać jakiego dozorcę. Owóż, czy sądzisz, że ludzie z Chor Omm Karn będą w stanie uwolnić nas?
— Napewno.
— Obawiam się, że, nie przeczuwając niczego, wpadną im w ręce! Pies chrześcijański wspominał przecie, że ich pochwyci...
— Ostrzegę ich, skoro tylko się pojawią. Wystarczy jedno głośno wypowiedziane zdanie, żeśmy obezwładnieni, a uczynią wszystko, co w ich mocy, aby nas uwolnić.
— Tak, jeżeli nas przedtem nie zabije!