Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/355

Ta strona została przepisana.

własnością, stanowi wartość nielada. A ponadto, prócz majątku, posiędę rzecz sto razy większej wartości...
— Cóż takiego?
— Czarodziejski karabin effendiego. Ten klejnot ma on zapewne przy sobie, bo, jak słyszałem, strzeże go, jak oka w głowie, i nikomu nie powierza. A skoro tylko zostanę właścicielem tego cudownego narzędzia śmierci, zasłynę na cały Sudan, jako niezwyciężony bohater! Przyznasz więc, że tego rodzaju zdobycz wynagrodzi mi stokrotnie bastonadę, przeciw której niestety obronić się nie miałem sposobu. Och, jak boli!...
— A gdyby reis effendina przybył, zanim jeszcze odzyskamy wolność?
— W takim razie bylibyśmy zgubieni, gdyż ten wysłaniec dyabła bezwątpienia ukarałby nas śmiercią. Na szczęście, jak to wywnioskowałem ze słów giaura, reis przybędzie dopiero za kilka dni, podczas gdy ludzie z Omm Karn zjawią się tu już jutro!
— Oddział nasz liczyłby więc razem dwudziestu sześciu walecznych wojowników... O Allah! gdyby tak rzucić się na okręt reisa i zabrać go!...
— No, to zaśmiałe rojenia! Jeżelibyśmy nawet pokusili się o zdobycie go, to przy tem przedsięwzięciu poległoby z naszej strony tylu ludzi, że niewartą byłaby skóra za wyprawę, a niedobitki nie umiałyby nawet obchodzić się z okrętem. I bez tych wysiłków zresztą wpadnie on w moje ręce wraz z reisem i całą załogą.
— Koło El Michbaja?
— Tak jest.
— Czy straż czuwa tam ustawicznie?
— I w dzień i w nocy; tak rozporządził „święty". Zawziął się on na reisa effendinę gwałtownie i postanowił go zgładzić ze świata. A nikt nie wie, jaka jest przyczyna tego wyroku. Widocznie doznał od niego jakiejś wielkiej obrazy, której, jako święty, przebaczyć mu nie może. A trzeba wiedzieć, że „święty" uważa