Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/357

Ta strona została przepisana.

nadeszła, i mogę z czystem sumieniem mówić z tobą o tem. Owóż na brzegu w pobliżu El Michbaja czuwa dzień i noc straż, ażeby, gdy się tylko okręt reisa effendiny pojawi, dać znać o tem w seribie. Łatwo ten okręt poznać po szczególniejszej budowie.
— Zaatakują więc go?
— Tak.
— A co się stanie z jego załogą?
— W części wystrzelamy ją w bitwie, a resztę weźmie się do niewoli i sprzeda! Dwóch tylko weźmiemy żywcem: reisa effendinę i effendiego. „Święty" zapowiedział, że musi ich mieć koniecznie.
— Ale dlaczego mu tak na nich zależy?
— Nie wiem, dosyć, że rozkazał jak najsurowiej, aby tak było, a wiesz przecie, jak ślepo słuchają go wszyscy. Źle się stało, że w tak ważnej chwili wpadliśmy w ręce tego giaura... No, ale może to wyjdzie nam na lepsze...
— Jakto?
— A mo, że reis effendina nadpłynie akurat wówczas, gdy będziemy się znajdowali w El Michbaja. Jestem pewien, że załoga okrętu reisa effendiny dostanie się w moje ręce zadarmo. Ci, którzy nie polegną, muszą zniknąć. A ty wiesz, że gdy idzie o zniknięcie czyjeś, jestem jedynym w tym kraju mistrzem od urządzania takich sztuk...
— Byłeś już w El Michbaja?
— Nie, ale mogę się zdać na Hubara, który mię tam zaprowadzi.
— A! to Hubar jest owym tajemniczym wysłańcem? Co do mnie, nie dowierzałbym mu tak bardzo, bo to znany tchórz.
— Tak, że tchórz, wiem o tem, bo lęka się nawet wycia hyeny w jasną, księżycową noc. Ale, jako przewodnik i szpieg, jest wręcz znakomity. Polecono mi z El Michbaja, abym się z nim obchodził bardzo względnie, bo to ulubieniec „świętego". Podobno mieszkał z nim razem jeszcze na wyspie Aba i należał