brała nagle inny kierunek, zawadzając dzióbem o ową kępę. Selim sądził, że to stały grunt, i...
— Stój! — krzyknąłem, — bo pójdziesz na dno!
Zanim jednak zdołałem to wypowiedzieć, Selim skoczył i, jak to było do przewidzenia, zniknął pod zdradliwą płachtą roślin. Łódka zaś wskutek skoku zaczęła się chybotać do tego stopnia, że woda sięgała krawędzi. Byłbym jednak może zdołał utrzymać jej równowagę, gdyby nie Selim, który, wydobywszy się z głębiny, chwycił ręką za krawędź i ryczał:
— Topię się! ratunku!
— Podnieś nogi i pływaj — odrzekłem; — inaczej przewrócisz łódkę.
— Nie mogę... Krokodyle!.. Pomóżcie mi!... prędko, prędko, bo mię pożrą!...
Krokodylów oczywiście nie było wcale. Gałganowi tylko się uroiło, że je widzi, i dlatego trzymał się wciąż krawędzi łodzi, jak „tonący brzytwy”.
— Ben Nil, przechył się na tamtą stronę, bo inaczej wywrócimy się — rozkazałem towarzyszowi, który, chcąc mię usłuchać, posunął się w prawo. To spotęgowało jeszcze trwogę drągala.
— Nie uciekajcie! wyciągnijcie mnie! — darł się na całe gardło i zebrał wszystkie siły, by się wydostać do łódki, która oczywiście nie mogła się wobec tego utrzymać w równowadze i... poszła pod wodę razem z Selimem, Ben Nilem i karabinami. Ja jeden zostałem na powierzchni, gdyż z góry już byłem przygotowany do pływania. Ben Nil wydobył się również w sekundzie na powierzchnię i zapytał:
— A gdzie Selim?
— Pod wodą! Zanurzę się po niego, bo się utopi.
Spuściłem się w głębię i nagle poczułem, że ujął mię ktoś za nogę, jak kleszczami. Kilka potężnych ruchów, a odetchnąłem znowu na powierzchni i następnie pociągnąłem Selima ku brzegowi. Konwulsyjnie trzymał się mojej nogi obydwoma rękami i przez dłuższy czas po wyciągnięciu go z wody puścić jej
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/36
Ta strona została przepisana.