Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/361

Ta strona została przepisana.

Otwarcie mówiąc, niewielką miałem ochotę puszczać się na wodę bez uprzedniego dowiedzenia się, gdzie właściwie zastawiono owe sidła. A tu trzeba było przecie bezzwłocznie ratować niewolników, między którymi są nawet biali.
Co więc robić? Czy ominąć ową zasadzkę po tchórzowsku? O, nie! Postanowiłem nie ustępować z drogi łotrom i wytężyć wszystkie siły, aby ich pokonać.
Przyszło mi na myśl, że co do położenia El Michbaja mógł mię objaśnić szczegółowo Hubar, „najgorliwszy uczeń“ nowego proroka, głoszącego, że niewolnictwo jest zasługą wobec Allaha i ludzkości. I na tę myśl, że właśnie owego „najlepszego ucznia świętego” dobrzeby było namówić, aby nas zaprowadził przeciw swemu mistrzowi, zebrał mię pusty śmiech. A byłem pewny, że uda mi się go nakłonić do swoich celów. Abu Rekwik określił go, jako przebiegłego lisa i tchórza w jednej osobie; ale ja drwiłem sobie z chytrości sudańskich lisów, a co do tchórzostwa, to nie będzie trudno wykorzystać go dla moich celów.

W tej chwili jednak nie wiedziałem nawet, który z dwunastu jeńców jest owym sławnym fennekiem[1]. Aby dojść tego, wypadło mi przysłuchać się ich rozmowie, gdyż nie zabroniłem był mówić jeńcom ze sobą, z czego też korzystali w całej pełni. Począłem tedy przechadzać się wśród jeńców, zachowując się jednak odpowiednio, aby nic nie podejrzywali, i wnet wyraz „Hubar“, obił się o moje uszy, a zauważywszy, do kogo był skierowany, poznałem ważną dla mnie osobistość. Był to mały, niepokaźny człowieczek z trzema poprzecznemi na skroniach i policzkach kreskami, z czego wywnioskowałem, że pochodzi z ludu Fundżów, najprawdopodobniej z rodziny Hammedżów, albo Berunów. Ciemna jego twarz przypominała w istocie lisa pustynnego, i choćbym był niczego się o nim

  1. Lis pustynny.