Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/369

Ta strona została przepisana.

Tymczasem Ben Nil wyszukał dogodne miejsce na obóz i rozdzielił wśród El Homrów rozmaite czynności, a zarządzenia jego okazały się tak dobrze pomyślanemi, że zatwierdziłem je bez żadnej poprawki.
Załatwiwszy się ze wszystkiem, co było najpilniejszego, kazałem przyholować naszą łódź, ukrytą opodal w gąszczu przy brzegu, i urządziliśmy połów ryb przy świetle. Rezultat był niezwykle dobry, i cały mój orszak miał obfitą ucztę, jak również nakarmieni zostali i jeńcy.
Przez całą noc kazałem palić wielkie ognie, ażeby w razie przybycia w te strony reisa effendiny zwrócić na siebie jego uwagę. Wedle moich obliczeń, mógł się on tu pojawić najpóźniej do północy, a byłem pewny, że skoro tylko zobaczy ogień, każe zarzucić kotwicę i wyśle oddział wywiadowczy dla przekonania się, co za ludzie siedzą przy ognisku.
Nie doczekawszy się go tej nocy, ustawiłem na wysokim brzegu posterunek, aby go mógł w razie przybycia zauważyć. Upłynęło jednak jeszcze półtorej doby, a reis effendina się nie zjawiał.
Prawdę mówiąc, nie martwiłem się tem zbytnio. Jeść było co, niebezpieczeństwo nie groziło nam żadne, a usposobienie wśród mego orszaku było znakomite.
Trzeciej doby znowu postawiłem po północy na posterunku dwóch asakerów, a zarządzenie to było koniecznem, bo jednak przyjazdu reisa effendiny należało oczekiwać każdej chwili. Jakoż około drugiej godziny usłyszeliśmy od strony widety strzał. Był to strzał, dany przez posterunkowych asakerów na znak, że zauważyli na rzece statek. Zostawiłem Ben Nila w obozie, gdzie płonęły cztery wielkie ogniska, a zabrawszy z sobą dwóch pozostałych asakerów, zszedłem na dół do miszrah.
Okręt zarzucił kotwicę powyżej, w dość znacznem od nas oddaleniu,
— To nasz „Sokół" — rzekłem. — Reis efiendina wyśle zapewne oficera, albo może nawet sam przypłynie tu na łodzi.