Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/373

Ta strona została przepisana.

I wstąpił pierwszy do łódki. Asakerowie moi ociągali się chwilę, aż ich uspokoiłem:.
— Płyńcie z nim; zobaczymy się niebawem znowu.
Wsiedli do łodzi, a reis effendina kazał odbić od brzegu i odezwał się do mnie na pożegnanie:
— Maassalami! miej się dobrze! Brzeg należy do ciebie, ale okręt do mnie... i gdyby cię wzięła ochota wstąpić nań, dostałbyś kułą w łeb.
— Doskonale! Nie zobaczysz mię na swym okręcie tak długo, aż sam mię poprosisz, abym wstąpił na jego pokład. Brzeg zaś należy do mnie, ale nie będę wzorował się na tobie i bronił ci przystępu do niego...
— No, no! Jesteś bardzo łaskaw... Zostań więc sobie tutaj i... idź do dyabła!
— Nie chcę mieć z nim cokolwiek do czynienia... Ale zwracam ci uwagę, że ty sam lecisz w jego objęcia razem ze wszystkimi swoimi ludźmi!
Słowa te wypowiedziałem ze szczególniejszym naciskiem, i choć w tej chwili zlekceważył to moje ostrzeżenie, ale byłem pewny, że potem zastanowi się nad niem. Znał mię przecie doskonale i wiedział, że jeżeli kogoś ostrzegam, to mam ku temu usprawiedliwione podwody.
Reis effendina istotnie zabrał po drodze moją łódź, i widziałem z brzegu, jak ją po przybyciu uwiązywano do okrętu. Odszedłem na bok do ogniska i, usiadłszy przy niem, począłem rozważać swoje położenie.
Oto znalazłem się osamotniony wśród dzikiej okolicy, zdany na łaskę i niełaskę losu. Reis effendina zabrał mi łódź, wiedząc dobrze, że nie posiadam żadnych środków do przenoszenia się z miejsca na miejsce, prócz własnych nóg. Bo wszak o zdobytych wielbłądach nie wiedział. Tu się okazał w całej pełni jego charakter!
Pomimo to, nie straciłem otuchy ani na jedną chwilę. Wszak miałem oddanego sobie Ben Nila z poważnym zasobem złota w sakwach, miałem El Homrów i kilkadziesiąt wielbłądów! A w takich warunkach