Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/381

Ta strona została przepisana.

— Ale jesteś w mojej! Jako twój przełożony, którego musisz słuchać, oświadczam ci, że jesteś aresztowany!
— No, no! czy nie żartujesz przypadkiem?
— Nie, nie żartuję i, jeżeli okażesz mi choćby cień oporu, zastrzelę cię bez dalszych ostrzeżeń!
Wydobył pistolet z pasa, a odwiódłszy obydwa kurki, skierował lufy w pierś moją.
Tak jest, — nie żartował, i gdybym go nie usłuchał, gotów byłby strzelić do mnie. Zresztą nie dziwne to mi było, bo miałem tu do czynienia nie z pełnym rozwagi europejczykiem, lecz z synem Wschodu o gorącej krwi, który nie umie panować nad swemi namiętnościami.
Jak wypadało mi uczynić? poddać się? Na to byłem zadumny. Wolałem tedy przekonać go, że ma do czynienia nie z byle jakim lękliwym wyrostkiem.
— Schowaj broń! — krzyknąłem.
— Nie schowam, aż mi się poddasz! A radzę ci nie zwlekać. Liczę do trzech i strzelam... Raz...
Słowa „dwa" nie zdążył już wymówić, bo w okamgnieniu wyrwałem mu jedną ręką pistolet, a drugą pochwyciwszy go pod ramię, rzuciłem go na ziemię, aż stęknęła.
— Parszywy psie! — zaryczał, usiłując wstać. — Zapłacisz mi za to... życiem!
— Ba! kiedy się tak złożyło, że ty masz płacić pierwszy! sam zresztą tego chciałeś!
To mówiąc, uderzyłem go pięścią w skroń, aż się plackiem na ziemi rozłożył, jak nieżywy.
Nie troszcząc się w pierwszej chwili o niego, zawołałem żołnierza, który siedział w łódce, a wszystko widział i słyszał. Askari wszedł na brzeg, a podbiegłszy natychmiast ku mnie, ozwał się strwożony:
— Cóżeś uczynił, effendi? Wiem, że słuszność jest za tobą, bo byłem świadkiem wszystkiego. Ale reis effendina nie spocznie prędzej, aż pomści się za ten cios na tobie.