głośno. Wśród El Homrów zaś tylko szech es Sehf, który w pierwszej chwili do słowa przyjść nie mógł ze zdziwienia, zapytał mię, w jaki sposób doszło do dziwnego tego zajścia i jakie stąd będą dla jego ludzi następstwa.
Uspokoiłem go, tłómacząc:
— Mimo wszystko, nie jestem wrogiem reisa effendiny i chciałem tylko przekonać go, że nie uważam się za jego podwładnego. Dla was nie może stąd wyniknąć nic złego, jeżeli oczywiście zastosujecie się ściśle do moich rozkazów.
— Możesz być pewny, effendi, że nie zawiedziesz się na nas. Uczynimy wszystko, aby cię przekonać o wielkiej naszej dla ciebie wdzięczności.
— Nie żądam z waszej strony — rzekłem — żadnych ofiar; jeżeli zaś spełnicie moje życzenia, wyjdzie to raczej na dobro wasze, aniżeli na moje. Prawdopodobnie mielibyście chęć powrócić do swej ziemi tą samą drogą, jaką was pędził Abu Rekwik?
— Tak jest, bo innej drogi dla nas niema.
— Owszem, jest. Wielbłądy, które pozwoliłem wam tu zabrać, jako zdobycz, nie wystarczyłyby wam wszystkim, gdybyście chcieli pójść stąd odrazu do swych siedzib. Jeżeli jednak udacie się ze mną na okręt reisa effendiny, to zaopatrzę was w większą liczbę zwierząt wierzchowych i jucznych, oraz w broń i zapasy żywności, tak, że będziecie mogli wrócić do swoich o wiele wygodniejszą i bezpieczniejszą drogą Abu Hable.
Stawiam tylko warunek, że żaden z was w czasie pobytu na okręcie nie będzie knuł przeciw mnie żadnych wrogich zamiarów...
— Ależ za kogo nas masz, effendi? Wyratowałeś nas, obdarzyłeś zdobyczą i przyobiecujesz jeszcze więcej, mybyśmy zaś mieli odpłacać ci się za to niewdzięcznością? Allah jest nam świadkiem, że gotowi jesteśmy oddać za ciebie życie, gdyby się tego okazała potrzeba!
— A więc zgadzacie się na mój projekt?
— Najzupełniej. Uczynimy wszystko, czego od nas zażądasz, i z góry cię proszę w imieniu mych
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/383
Ta strona została przepisana.