Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/384

Ta strona została przepisana.

współziomków, abyś, jako dowódca, uważał nas za swoich życzliwych i dzielnych podwładnych.
— Dobrze, skorzystam z waszych usług, a bądźcie pewni, że nie pożałujecie tego.
— Kiedy mamy udać się na okręt?
— Gdy powrócę stamtąd. Bo teraz udam się tam najpierw sam, aby się porozumieć z załogą...
— Co? — przerwał mi Ben Nil. — Czyżbyś chciał narażać własne życie? Jeżeli istotnie chcesz udać się na pokład, to tylko razem ze mną, effendi!
— Nie bądź tak gorący, kochany Ben Nilu. Wiem bardzo dobrze, co mogę, a czego mi niewolno uczynić. A zresztą i dla ciebie mam nielada trudne do spełnienia zadanie.
— Radbym wiedzieć... —.
— Popłyniesz teraz w łódce do okrętu, ale nie wejdziesz nań, tylko wezwiesz w mojem imieniu porucznika i obu sterników, ażeby przybyli tutaj, bo chcę się z nimi rozmówić.
— Oni widzieli z okrętu, co uczyniłeś z reisem effendiną...
— Tembardziej więc są zainteresowani sprawą. Zresztą to są moi przyjaciele, i tak czy owak, nie odmówią na wezwanie moje. Powtarzam ci jednak, że niewolno ci wchodzić na pokład, a tylko masz zakomunikować mój rozkaz i wrócić natychmiast. W drogę więc!
Młody zuch pokręcił głową i, nic nie rzekłszy, odszedł wykonać mój rozkaz. Zaledwie ucichły jego kroki, gdy reis effendina począł odzyskiwać przytomność. Rozwarłszy szeroko oczy, rozejrzał się wokoło ze zdumieniem, a poczuwszy więzy, przypomniał sobie, co zaszło między nim a mną. Natężył wszystkie siły, aby się uwolnić, a gdy mu się to nie udało, począł krzyczeć do mnie na całe gardło:
— Psie! Miałeś czelność nietylko rzucić się na mnie, ale i związać mię, jak zbrodniarza! Moja groźba, że cię zastrzelę, była zupełnie usprawiedliwioną, boś się zachował wobec mnie wyzywająco. Teraz jednak