Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/388

Ta strona została przepisana.

— Tak, effendi! To jeden z największych niewdzięczników, jakich kiedykolwiek znałem. Bądź pewny, że w razie potrzeby nie będę go oszczędzał.
Wziął nóż do ręki i usiadł przy reisie, — ja zaś poprosiłem dowódcę Homrów, aby z dziesięcioma swymi ludźmi szedł za mną nad brzeg rzeki. Tu kazałem im ukryć się w pobliżu i pouczyłem, jak się mają zachować. Byli bardzo przejęci tem wszystkiem i słuchali mię z wielką ochotą, pragnąc w ten sposób okazać mi swoją wdzięczność.
Wkrótce przybyli w łodzi trzej wezwani przeze mnie z okrętu podkomendni reisa. Prócz nożów, nie mieli przy sobie żadnej broni.
— Wzywałeś nas, effendi! — rzekł porucznik. — Wiemy, że Allah dopuścił na nas nieszczęście... Wiemy, że pomiędzy tobą, effendi, a przełożonym naszym wynikło groźne nieporozumienie, i widzieliśmy, jak rzuciłeś go o ziemię, tylko nie znamy przyczyn tego smutnego zajścia. Powiedz, co się z nim stało? My, jako jego oficerowie, powinniśmy ująć się za nim i żądać u ciebie wytłómaczenia. Ale, że cię lubimy i wiemy, iż postępujesz zawsze uczciwie i z honorem, więc i teraz jesteśmy przekonani, że słuszność w tym wypadku jest po twej stronie. Ben Nil oświadczył nam, że chcesz z nami porozumieć się w tej sprawie. Otóż przybyliśmy tutaj na twe wezwanie i słuchamy.
— Przedewszystkiem siadajcie. Opowiem wam, jak było.
Usiedli, ja zaś umieściłem się naprzeciw, tak, żeby na wypadek, gdybym wydobył rewolwer, nie mogli przeciw mnie przedsięwziąć nic wrogiego. Nakazywała mi to przezorność, choć byłem najzupełniej przekonany, że więcej cenią i lubią mnie, niż swego zwierzchnika.
Zabezpieczywszy się w ten sposób, począłem opowiadać, jak to reis od dłuższego już czasu postępował ze mną nieszczerze i nawet niehonorowo, co musiało wreszcie spowodować rozstrzygającą utarczkę między nami. Opowiadając, liczyłem się z tem, że