To zrzeczenie się na piśmie nie przedstawiało dla mnie, rzecz prosta, żadnej wartości, bo mógł mi je wnet ukraść, bądź odebrać przemocą. Pomimo to, zgodziłem się, udając nawet zadowolonego:
— Dobrze, napisz. Papier i ołówek masz w notatniku przy sobie. Podyktuję treść, a ci oficerowie będą świadkami twego podpisu.
Rozwiązałem mu ręce, on zaś, dobywszy natychmiast z kieszeni papier i ołówek, napisał to, co podyktowałem, poczem umieścił na świstku swój podpis i wręczył mi ów „dokument", mówiąc:
— Teraz masz najzupełniejszą pewność i możesz mię uwolnić.
— Tylko jedno jeszcze pytanie! Jest tu napisane, że ja mam cię zastępować we wszystkiem aż do Chartumu i że nawet ty sam masz mię słuchać. Potwierdzasz to?
— Potwierdzam.
— Ci trzej świadkowie słyszeli; niechże natychmiast wrócą na okręt i ogłoszą twe zrzeczenie załodze.
— I ja wrócę z nimi.
— Ty jesteś mi jeszcze potrzebny tutaj, i proszę cię o chwilę cierpliwości.
Rozwiązałem trzech oficerów i wysłałem na pokład. Ben Nil tymczasem znowu objął straż nad reisem effendiną, ja zaś udałem się do uwięzionych handlarzy, a rozwiązawszy nogi Hubarowi, wyprowadziłem go kawał w las. Był bardzo zdziwiony tem wyszczególnieniem, a zarazem wylękniony.
— Jeśli się nie mylę, nazywasz się Hubar? — zapytałem go.
— Tak jest, effendi — odrzekł, drżąc na całem ciele.
— Wiesz, jaki los cię czeka?
— Śmierć, effendi, jeżeli Allah nie będzie łaskaw ustrzec mię od niej.
— Allah jest sprawiedliwy i miłosierny. Jego sprawiedliwość zgubi twoich towarzyszów, miłosierdzie zaś jego, jeżeli okażesz się godnym tej łaski, uwolni ciebie.
Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/394
Ta strona została przepisana.