Strona:Karol May - W Kraju Mahdiego T.3.djvu/396

Ta strona została przepisana.

towa ma być wymordowana lub zamieniona w rekwik, i tylko dwie osoby, a mianowicie reis effendina i ja mamy być dostawieni murabitowi z Aba?
— Nie znam takiego...
— To szczególne! Nie znasz własnego mistrza! Przecie nie wyprzesz się, że jesteś uczniem Mohammed Achmeda Ibn Abdulahi!
— Jestem zdumiony tem wszystkiem. Widocznie bierzesz mię za kogo innego...
— Niestety! jest jeszcze coś, co wyłącznie ciebie dotyczy, a mianowicie to, że Hubar, o którym myślę, został wysłany do Abu Rekwika, aby go zaprowadzić do El Michbaja. Otóż sądzę, że Hubar to nie kto inny, tylko ty...
— Ja nie jestem Hubar. Ktoś nakłamał przed tobą...
— Aha! więc nie jesteś tym, o którym mówią?
— Nie!
— No, to wielka szkoda! Chciałem cię uratować, a byłoby to możliwe tylko wówczas, gdybyś istotnie był owym Hubarem. Połóż się, zwiążę ci nogi!
— A.. a... jakże będzie? poniesiesz mnie na plecach? Wszak ze związanemi nogami nie wrócę sam na miejsce...
— O, to bagatela! Nie wrócisz już wcale, Przez życzliwość chciałem cię ratować, jako Hubara, a że to okazało się niemożliwem, więc życzliwość tę okażę ci chociaż w ten sposób, że ci oszczędzę zbyt długich trudów i mąk niewoli i... powieszę cię natychmiast.
Powiedziałem to z taką powagą, że biedak otworzył usta w kształcie dużego „O" i spojrzał na mnie osłupiałemi, pełnemi trwogi oczyma. Ja zaś, dobywszy z kieszeni kawałek powroza, z najzimniejszą krwią założyłem mu go na szyję. Trząsł się, jak w febrze, i począł bełkotać:
— Nie zabijaj mnie, effendi! Powiem prawdę! Jestem tym, o którym myślisz.
— No, dobrze! Opisz mi więc dokładnie położenie El Michbaja.